Artykuły

Polski Genet

O tym że na pisarza i dramaturga Ireneusza Iredyńskiego [na zdjęciu] polowano od dawna świadczy przejęta i odtajniona przez Instytut Pamięci Narodowej jego teczka z MSW zawierająca akta sprawy operacyjnej o kryptonimie Kuba. Wynika z niej, że Iredyński "pozostawał w zainteresowaniu" organów już od roku 1958. Inwigilowano go przez wiele lat wykorzystując przede wszystkim "jego hulaszczy i chuligański tryb życia".

18 grudnia 1965 roku "Życie Warszawy" zawiadomiło o "wszczęciu dochodzenia przeciwko pisarzowi Ireneuszowi I. (lat 27) i Edwardowi B. (lat 30) reżyserowi którzy usiłowali przy użyciu siły fizycznej dokonać gwałtu na 19-letniej dziewczynie. Pokrzywdzonej udało się zbiec i zawiadomić MO". Rozprawa odbyła się ekspresowo w trybie doraźnym - już 27 stycznia 1966 roku Sąd Powiatowy dla m.st. Warszawy skazał doprowadzonych z aresztu na trzy lata więzienia. Reżysera zwolniono po ośmiu miesiącach bo - jak mówiono - nie o niego chodziło Ireneusz Iredyński natomiast odsiedział cały wyrok. Nie udało się (m.in. Stefanowi Kisielewskiemu jego mężowi zaufania na procesie) wyciągnąć go nie tylko po odsiadce połowy ale nawet po odbyciu trzech czwartych kary.

Gniew towarzysza sekretarza

Był jednym z najzdolniejszych najbardziej oryginalnych młodych gniewnych debiutujących po Październiku; pisarzem i dramaturgiem, także w życiu pieczołowicie reżyserującym i podsycającym swoją legendę "demona zła" perwersyjnego okrutnego polskiego Geneta. Legendę która była pancerzem skrywającym człowieka wyjątkowo wrażliwego nieśmiałego dotkliwie zranionego w dzieciństwie.

Choć jego - jak mawiał - "działalność jebalnicza" i "alkoholowe rekolekcje" nie były niespodzianką środowisko od razu uważało że go wrobiono podsunięto mu panienkę. Ściągnął bowiem na siebie gniew towarzysza Wiesława ślusarza z zawodu pełnego kompleksów wobec pisarzy który - wybierając Iredyńskiego - chciał ukarać młodych i zbuntowanych.

Władysław Gomułka zaatakował Iredyńskiego ostro i po nazwisku podczas dwóch oficjalnych wystąpień - obrad XIII Plenum KC PZPR [lipiec 1963 r. - red.] oraz wspólnego zebrania zespołów redakcyjnych "Przeglądu Kulturalnego" i "Nowej Kultury". - Ten człowiek żyje tak jak pisze - wrzeszczał wymachując i waląc z wściekłością o mównicę "Dniem oszusta". To był wyrok.

Kryptonim Kuba

O tym że na Iredyńskiego polowano od dawna świadczy przejęta i odtajniona przez Instytut Pamięci Narodowej jego teczka z MSW zawierająca akta sprawy operacyjnej o kryptonimie Kuba. Wynika z niej, że Iredyński "pozostawał w zainteresowaniu" organów już od roku 1958. W tym samym roku, w czwartym numerze paryskiej "Kultury" znalazł się jego tekst, co - być może - zwróciło nań uwagę bezpieki. Ostatni raport, jaki znalazł się w jego teczce, pochodził z roku 1975 już po odsiadce. Inwigilowano go więc przez wiele lat, szukając "haków" kompromitujących materiałów - wykorzystując przede wszystkim "jego hulaszczy i chuligański tryb życia" - które pozwoliłyby wsadzić go do więzienia.

W roku 1962 Wydział Dochodzeniowy Komendy MO m.st. Warszawy prowadził przeciw Iredyńskiemu dwie sprawy połączone - jak uzasadniano - "ze względu na tę samą osobę sprawcy oraz ekonomikę procesu umorzone jednak na skutek braku wystarczających dowodów cech przestępstwa ściganego z urzędu".

Pierwszą sprawę "wszczęto na podstawie zameldowania Andrzeja S. który oskarżył go [Iredyńskiego - red.] o ciężkie uszkodzenie ciała". Na przyjęciu będąc w stanie nietrzeźwym pisarz miał uderzyć Andrzeja S. syfonem w głowę. Ale świadek zajścia - gospodyni mieszkania - nie widziała i nie potwierdziła tego zdarzenia. Co więcej poszkodowany nie zrobił obdukcji nie miał nawet zwolnienia; tłumaczył że pracuje w domu zawiadomił więc tylko kierownictwo swojego teatru że uległ wypadkowi samochodowemu. Mimo to próbowano włączyć Iredyńskiego w sprawę o morderstwo byłego pułkownika rezerwy Stanisława S. zamordowanego przez uderzenie syfonem w głowę. Oficerowie Wydziału Kryminalnego Komendy MO przypuszczali więc że "sprawcą zabójstwa może być Iredyński".

Kontakty z elementami chuligańskimi

Po umorzeniu sprawy o nieszczęsny syfon usiłowano wikłać go w inne przestępstwa pospolite. 11 lipca 1962 oficer operacyjny Wydziału I Departamentu III MSW stwierdzał "na podstawie materiałów posiadanych przez MO jakoby w grudniu 1955 Iredyński namawiał swego kolegę Stanisława A. do dokonania napadu rabunkowego na mieszkanie literata Tadeusza Kubiaka". Nigdy oczywiście do tego nie doszło a Tadeusz Kubiak z którym "przeprowadzono rozmowę celem wyjaśnienia okoliczności planu przestępstwa" wyrażał się o Iredyńskim jak najlepiej.

Usiłowano też wykorzystać znajomości Iredyńskiego z bardzo różnych kręgów które przedkładał nad towarzystwo literatów - "wicech... ów" - jak ich nazywał. "Utrzymuje kontakty z elementami chuligańskimi notowanymi za przestępstwa kryminalne" - stwierdzała notatka służbowa z 6 czerwca 1962 roku. Ustalano kolejne adresy Iredyńskiego nazwiska i dane jego współlokatorów oraz gospodarzy. Owe "kontakty" z kręgów najróżniejszych "znanych z rozróbek i różnego rodzaju burd" to m.in. znajomość z Janem Himilsbachem dziennikarzem Jerzym Falkowskim poetą Romanem Śliwonikiem.

Z kolei inwigilujące Iredyńskiego źródło "Literat" informowało w marcu 1961 roku o jego znajomościach z aktorem Adamem Pawlikowskim aktorką Teresą Tuszyńską i jej ówczesnym mężem Adamem Zamoyskim pochodzącym ze znanej hrabiowskiej rodziny. "Obraca się często w środowisku typu Zamoyskich które chce imponować że w swoim towarzystwie posiada bądź co bądź literata. A także w środowisku młodych ludzi często bez określonych źródeł utrzymania. Niektórzy są na utrzymaniu kobiet np. aktorek inni mają zamożnych rodziców".

Notowany alkoholik i awanturnik

Sporządzane przez oficerów MSW "okresowe analizy dotyczące literata Iredyńskiego" zawierały pieczołowicie gromadzone przykłady jego "negatywnych zachowań". Materiałów przybywało:

"Posiada skłonności do picia alkoholu gry w karty. WKR Kraków-Zwierzyniec stwierdza że uchylał się od powszechnego obowiązku wojskowego i jest poszukiwany". (Z wywiadu przeprowadzonego w Krakowie dla Komendy MO w Warszawie 20 czerwca 1962 r.)

"Bez stałego miejsca zamieszkania. Prowadzi hulaszczy tryb życia. Jego sąsiad (obaj mieszkali w sublokatorskich pokojach) opowiada że Iredyński po przepiciu całego zapasu pieniędzy w 2 dni całkowicie głodował aż wreszcie poprosił gospodynię o kawałek chleba". (Z doniesienia źródła "Literat" 8 marca 1961 r.)

"Na przestrzeni lat 59 - 66 w stanie nietrzeźwym spowodował kilka awantur chuligańskich m.in. w kawiarni ZLP Domu Dziennikarza".

"Notowany na komendzie MO jako alkoholik i awanturnik prowadzący chuligański tryb życia".

"Zawieszany przez Związek Literatów".

Różowe balety

Wobec Iredyńskiego prowadzono także dochodzenie o usiłowanie gwałtu na jego znajomej Annie K. i Kalinie Jędrusik. Choć obie zarzutów nie potwierdziły i nie wniosły oficjalnych skarg wezwano je na komendę "celem złożenia wyjaśnień". Dochodzenie umorzono, mimo to w materiałach na Iredyńskiego pisano już zawsze że był o to podejrzany.

Doniósł na niego zazdrosny mąż Anny K., niezadowolony że otrzymywała od pisarza miłosne listy. Ona sama natomiast twierdziła że Iredyński zamknął ją siłą w pokoju i wypuścił dopiero na drugi dzień chcąc spowodować rozdźwięki w jej małżeństwie. Rzeczywiście rozdźwięki te powodował i miał w związku z tym wielu wrogów.

Zarzucano mu że "zwabił" Kalinę Jędrusik na pełen ekscesów balet ale znali się od dawna śpiewała piosenki do jego tekstów. Nawet inwigilujące ich oboje źródło "Literat" donosiło że o żadnym gwałcie nie było mowy - po prostu do zabawy w modną wtedy rozbieraną butelkę w której Jędrusik nie chciała brać udziału, kilku wstawionych gości usiłowało ją zmusić ale bezskutecznie.

Bezpiece jednak infiltrującej również bankiety pisarzy do których "docierała operacyjnie", zależało żeby aktorka obciążyła właśnie Iredyńskiego który miał zmuszać ją do "poddania się czynom nierządnym". I była zawiedziona jej odmową oraz powściągliwością w podawaniu konkretnych ekscytujących szczegółów np. czy "miała na sobie dolną bieliznę" itd.

Niewątpliwie chodziło też o materiały na Jędrusik udowadniające że jest bankieciarą baleciarą. Znajdowała się bowiem razem ze swoim mężem Stanisławem Dygatem w "operacyjnym zainteresowaniu organów". A za śmiały głęboki dekolt medalik z krzyżykiem i roztaczaną wokół atmosferę erotyzmu otrzymała od Zofii Gomułkowej jeszcze surowszej od męża w tzw. sprawach płciowych - zakaz występów w telewizji.

"Moja miła moja cicha moja śliczna"

Był autorem lirycznych piosenek m.in. "Moja miła moja cicha moja śliczna" "Wieczory niekochanych" choć powiedział też w którymś z wywiadów że "kobieta to naczynie na spermę".

Krzysztof Mrozowski jeden z jego najbliższych przyjaciół: - Kluczem okrutnego często stosunku Irka do kobiet była jego matka o której nigdy nie wspominał czasem najwyżej jakieś strzępy. Urodził się w Stanisławowie który w czasie wojny przechodził z rąk niemieckich w sowieckie. Jego ojciec szlagon od bigosu trafił do armii Andersa potem do Londynu. Piękna matka była pochodzenia żydowskiego i w 1943 r. zostawiając maleńkiego syna pod opieką sióstr ojca zniknęła ratując się przed zagładą. Po wojnie osiadła prawdopodobnie w jednym z kibuców w Izraelu.

Ojciec wrócił do Polski w roku 1948 do Bochni gdzie zamieszkały siostry z jego synem. Bojąc się czy wychowywany przez baby chłopak zostanie mężczyzną sadystycznie go bił. Gdy odwiedziłem go kiedyś z Irkiem miał kolekcję kijów i dyscyplin którymi ćwiczył syna choć jednocześnie też poświęcony mu "ołtarzyk" - recenzje wywiady. Bił Irka tak że ten uciekł, gdy miał 15 lat nie zrobił więc nawet matury a tym bardziej studiów. Był samoukiem wielkim erudytą. Rozpoczął samodzielne życie chwytał się różnych zajęć dlatego tak wcześnie zaczął pić - zapijać biedę. Zadebiutował w wieku lat 17. Jako dwudziestolatek został najmłodszym członkiem Krakowskiego Oddziału Związku Literatów.

Niewykluczone jednak o co zresztą go podejrzewano że zmieniając nazwisko metrykę ujął sobie parę lat trudno bowiem uwierzyć żeby był tak bardzo na swój wiek dojrzały pamiętał wiele spraw z okresu wojny których pamiętać nie mógł gdyby urodził się jak podawał w 1939.

Teatralność i sztuczność jego nazwiska zbieżność z imieniem budziła podejrzenia że nie jest prawdziwe. I rzeczywiście nazywał się bardzo zwyczajnie i po polsku - Kapusto co potwierdzał jego dowód którym posługiwał się jeszcze w Krakowie.

Znienawidził matkę za to że go opuściła i nigdy się nie odezwała. Rzucił kiedyś w jakąś straszliwą listopadową pluchę że pojedzie do słonecznego Izraela dorwie tę k... żywą czy umarłą. Dlatego właśnie nie przyznawał się do swego pochodzenia co było nawet groteskowe. Choć lubił ryby nawet ich nie tykał bo to żydowskie potrawy. (...)

Gwałt bez gwałtu

W grudniu 1965 r. "hak" na "figuranta" się znalazł. W jego teczce wylądował "meldunek specjalny" komendanta MO o "zatrzymaniu Literata i Reżysera na próbie gwałtu". Jest też "informacja" Naczelnika Wydziału IV Departamentu III przypominająca że już w przeszłości Iredyński dokonał "szeregu burd i czynów nierządnych".

Wolna Europa i prasa niemiecka (był w Niemczech znany) pisały o gwałcie bez gwałtu była to bowiem jedynie próba zamiar. Z dyskusyjną chyba brutalnością skoro oskarżeni nie zamknęli nawet drzwi oskarżająca mogła więc uciec a głównym dowodem okazały się pozostawione przez nią ubrania.

Jak twierdziła poznała Iredyńskiego w pociągu z Sopotu do Warszawy podała mu swój telefon a gdy zadzwonił umówili się w Arkadach gdzie towarzyszył mu Reżyser. Wypili pół litra wódki (bez jej udziału jak utrzymywała) po czym poszli do mieszkania którym Iredyński się opiekował kupując po drodze alkohol. Od razu zaczęli stawiać jej propozycje a gdy się nie zgadzała rozebrali ją do majtek. Pod pretekstem pójścia do łazienki uciekła pomocy udzielił jej palacz kotłowni mieszczącej się w piwnicy który wezwał milicję.

Główny temat kawiarni

Natychmiast po aresztowaniu Iredyńskiego rozpoczęto inwigilację środowiska literackiego sondując opinie na ten temat. Uruchomiono liczne "osobowe źródła informacji" m.in. niezawodną T.W. "Ewę" która donosiła nie tylko na swego przyszłego męża Pawła Jasienicę. Stwierdzała jednak że "środowisko patrzy na sprawę Iredyńskiego krytycznie i niechętnie".

Starszy oficer operacyjny Wydziału VII Departamentu II MSW przyznawał natomiast że "aresztowanie Iredyńskiego to główny temat kawiarni". Podawał przykłady: "1. Śliwonik i Bordowicz - reżyser i krytyk literacki wynajęli adwokata do obrony Iredyńskiego. 2. Sprawa usiłowania gwałtu została "rozdmuchana" przez ojca dziewczyny który jest ponoć pułkownikiem wysoko utytułowanym. 3. A. Lisiecka podaje w wątpliwość próbę gwałtu gdyż twierdzi że co to za dziewczyna i co sobie myśli skoro idzie wieczorem do mężczyzn na wódkę chyba nie po to żeby jej czytali wiersze".

Wyciąg z informacji źródła "Krystyna": "Korcelli na kolegium w "Dialogu" oświadczył że to jest prowokacja UB i że dziewczyna była agentką. Tarn (red. naczelny "Dialogu"): Jest to sprawa nie o gwałt bo gwałtu nie było tylko sprawa polityczna. Moczarowcy chwytają się gangsterskich sposobów. (...) W Związku Literatów na zebraniu mającym na celu wykluczenie Irka ze Związku Krasiński tak się postawił że nie udało się Putramentowi go wykluczyć odroczono to do wyniku rozprawy".

Źródło "Krystyna"

Podczas śledztwa i procesu Iredyńskiego przebywającego wówczas w Białołęce inwigilacji poddano również jego pierwszą żonę plastyczkę Maszę Kopelińską która robiła wszystko żeby wyciągnąć męża. Uniemożliwiano jej to, poznając linię i argumenty obrony przedsięwzięcia i naciski przyjaciół grypsy i przesyłki dostarczane mu przez "zblatowanych" strażników.

Iredyńską inwigilowała "Krystyna" - groźna bo z najbliższego otoczenia. Cyniczna inteligentna dorzucająca szczegóły których podawać nie musiała np., że "Iredyński ma w tym tygodniu dostać talon na moskwicza (w ramach troski o człowieka)". Wcześniej natomiast: "W poniedziałek Masza ma mu zanieść do Białołęki na proces czystą koszulę (widziałam a jakże nowy non-iron) skarpetki i grypsik od obu pań (Masza i znajoma redaktorka Janina Borowiczowa) jak sprawa idzie jak się ma zachować na procesie grypsik typu pocieszającego".

"Krystyna" znała też tzw. środowisko powoływała się często że to czy tamto "wie od Osieckiej" obiecywała rozmowę z Zanussim znajomym Iredyńskiego i Reżysera podpowiadała w jaki sposób wykorzystać do obciążających zeznań Marka Piwowskiego który był w kawiarni Arkady z Iredyńskim i oskarżającą go potem dziewczyną wcześniej się jednak pożegnał. "Mógłby dużo powiedzieć o aferze - donosiła - gdyby go w jakiś sposób do tego sprowokować. (Zagrozić? Wystraszyć przerazić?) Raczej nie dobrocią i prośbami (...) Snob lubi wszystko wiedzieć najlepiej ma słabość do 18-latek lubi błyszczeć zna całe środowisko".

"Podsiadkowie" z Białołęki

W Białołęce do cel Iredyńskiego i Reżysera dosadzono tak zwanych podsiadków czyli TWC - tajnych agentów celnych którzy mieli wyciągać z nich potrzebne w śledztwie informacje. Do celi Iredyńskiego trafił TWC o pseudonimie Bruno Haller do Reżysera - TWC "Jurkiewicz". "Bruno Haller" pozyskał sympatię Iredyńskiego, przedstawiając się jako wolny ścigany przez władze podhalański przemytnik z Białki. "Jurkiewicz" grał rozwiedzionego z warszawską aktorką znającego środowisko i - po kilku latach odsiadki - spragnionego o nim wiadomości. Otrzymał nawet do czytania akt oskarżenia Iredyńskiego który skrytykował: "zawiera wiele sprzeczności oraz mętnie są naświetlane okoliczności zamierzenia gwałtu jak i opór dziewczyny".

Obszerne doniesienia TWC świadczą że udało się im uzyskać sporo cennych wiadomości:

"W dniu dzisiejszym Iredyński miał spotkanie z adwokatem Mieszkowskim który deklaruje się bronić go bezpłatnie ze względu na talent. Adwokat powiedział: postaram się załatwić w stołecznej prokuraturze aby oskarżyciel nie żądał więcej niż 2 lata i była możliwość uchylenia aresztu. (...) Sprawą Iredyńskiego zainteresowało się 6 adwokatów wszyscy chcą go bronić bezpłatnie na razie jednak powierzył swe losy trzem (...) Stosunki ma szerokie. Jeden z adwokatów który go bronił powiedział że może uda się uniknąć siedzenia dzięki znajomościom. Tego rodzaju sprawy, jak grypsy lub inne polecenia zamierza załatwić za pomocą adwokatów.

Opowiadał również o wizji lokalnej. (...) W obecności oficerów śledczych i fotografa z Komendy Stołecznej MO z którym pili w czasie tej czynności koniak zagraniczny. Funkcjonariusze zezwolili aresztowanym na kąpiel i ogolenie się. Atmosfera w czasie wizji była bardzo swobodna. Iredyński powiedział: "Gdyby tam była jakaś babka toby pozwolili nawet z niej skorzystać".

Przyszło do niego 2 nowych adwokatów. (...) szermując prawie pewnym uniewinnieniem ponieważ poszkodowana nie złożyła formalnego wniosku o wszczęcie postępowania co jest bardzo poważnym uchybieniem podstawą do oddalenia powództwa".

Rzekomy przewodnik podhalański dostarczył też nowych "dowodów" o zgniliźnie moralnej oskarżonego który, czy to z nudów czy dla epatowania współtowarzysza niedoli, nie skąpił męskich opowieści o balangach i baletach w rezultacie których jego teczka wzbogaciła się o tego rodzaju raporty:

"Balety pijaństwa morfina i stosunki każdego z każdym nie wyłączając perwersji ze strony obojga płci. Trwało to kilka dni aż skończyła się wódka i jedzenie. Ten balet zaczął się w czerwcu zakończył w połowie sierpnia. Wszyscy uczestnicy byli bliscy obłędu kac pijacki morfinowy przejawiający się w depresji nieuzasadnionej bojaźni spowodował zakończenie libacji".

I choć były to tylko donosy "podsiadków" powtarzały je późniejsze dotyczące Iredyńskiego raporty. Ostatni z 1975 roku stwierdzał: "z materiałów wynika że w celu osiągnięcia stanu permanentnego podniecenia psychicznego zażywał morfinę".

Przygnębiony wyrokiem

W raportach znalazły się też opinie o przebiegu procesu który odbywał się przy drzwiach zamkniętych, i o reakcjach oskarżonych. Z odpisu doniesienia TWC "Bruno Hallera": "Rozprawę i wyrok sądowy Iredyński określa jako parodię sprawiedliwości. Twierdzi że już przed rozprawą ustalono wyrok oskarżyciel nastawiał świadków czego dowodem ma być "wsypa" poszkodowanej która pośpieszyła się z odpowiedzią na pytania które nie padały. Odbywanie kary jego zdaniem pełne będzie represji czego przykładem ma być niezasłużony raport ze strony naczelnika który ukarał go wstrzymaniem talonu na 1 miesiąc za wyglądanie oknem co w ogóle nie miało miejsca. (...) W dniu wczorajszym kiedy nastąpiło przygnębienie wyrokiem którego się nie spodziewał wyraził pogląd że musi po wyjściu na wolność poważnie zrewidować swój stosunek do życia ożenić się i zapobiec poprzez znajomości próbom niepublikowania jego prac co mogą nakazać władze partyjne".

Według TWC "Jurkiewicza": "całą sprawę potraktował Reżyser jako ukartowany proces nagonkę na Iredyńskiego i niego. Było to widoczne już w pierwszym dniu procesu. Rola prokuratora absolutnie zbyteczna ponieważ pełnił ją przewodniczący składu sędziowskiego. Sąd nie dopuścił do rozprawy jego świadka obrony lekarki która go leczyła przed aresztowaniem. Uchylał wszystkie pytania obrony skierowane do poszkodowanej nie dopuścił także świadków obrony ze strony Iredyńskiego. Wyrok 3 lat przyjęto jako całkowite zamknięcie ich talentu zawodowego. Podczas rozprawy przed salą widział około 40 swoich znajomych i kolegów z filmu którzy z nim współpracowali (nazwisk nie podaje). Z nikim nie rozmawiali byli całkowicie izolowani od wszelkich kontaktów przez konwój MO".

Knuje razem z Kuroniem

Iredyński siedział w Sztumie jednym z najcięższych więzień słynącym z ostrego rygoru. Do Sztumu kierowano więźniów z wyrokami dożywotnimi i długoletnimi a także politycznych - Kuronia i Modzelewskiego (za ich słynny list otwarty do członków partii), Michnika.

W odręcznej notatce autor (nieczytelny podpis) zwracał się do "Towarzysza Pułkownika" o "zorganizowanie - poprzez Wydział III - dalszej operacyjnej kontroli Iredyńskiego w więzieniu. Uwzględnienie możliwości przemycania na zewnątrz szkodliwych politycznie opracowań".

Następne dotyczące Iredyńskiego raporty pochodzą więc ze Sztumu gdzie był więźniem specjalnej troski. Nie tylko go inwigilowano ale nadal rozpracowywano fabrykując kolejne materiały do ewentualnego wykorzystania. Nieprzypadkowo chyba umieszczono w celi razem z Jackiem Kuroniem wrabiając we wspólne "knucie".

Donosy strażników i "podsiadków" ze Sztumu przyjmował i opracowywał więzienny oficer śledczy. Jego raporty ze względu na język i poziom, są wręcz tragikomiczne ale i groźne. Sporządzane bowiem w kilku egzemplarzach trafiały na najważniejsze biurka MSW gdzie decydowano o losie więźnia Iredyńskiego. Być może z ich powodu nie mógł wcześniej wyjść? Jeden z egzemplarzy trafiał do archiwum i cytowały go kolejne raporty. Ostatni z 1975 roku stwierdzał że: "W czasie pobytu w więzieniu miał współpracować z Kuroniem w opracowywaniu materiałów politycznych".

Z raportów oficera śledczego w stopniu kapitana w Sztumie (pisownia oryginalna): "Razem z Kuroniem mają ułożyć "Manifest - zmierzch komunizmu w Polsce"." "Żałuje bardzo że nie znał wcześniej Kuronia dużo by mu pomógł bo jego ludzie i ludzie Kuronia prędzej by coś zrobili.""Kuroń Iredyński i Sienkiewicz tworzą trzon przyszłej pracy przeciw ustrojowi. Iredyński ma nadal mobilizować ludzi pisarzy filmowców reżyserów do pracy z Kuroniem. Zapewnia Kuronia że może liczyć na niego a jak będzie trzeba to i na wyższych ludzi z MON-u na generałów których zna." "Iredyński jest mocno ciekawym facetem. Wiele zna ludzi ze strony Kuronia. Mocno się ucieszył jeden i drugi że są razem. Dyskusja trwa do późnych godzin nocnych. Mają oni wspólny język. Wspólnych znajomych z lokali. (...) Obecnie przebywa pod celą literat więzień Iredyński został aresztowany razem z kolegą za gwałt. Niby to nieprawda a uczyniono to po to bo był niebezpieczny dla partii. Niewygodny jako pisarz".

Pisze o zmierzchu partii

Iredyński otrzymał od naczelnika zgodę na pisanie "poza godzinami pracy" wyłącznie jednak po to, by wykorzystać to w kolejnych raportach czy w zaostrzeniu inwigilacji. Zwłaszcza że "siedział w celi z Kuroniem należy więc przypuszczać że konsultuje z nim swoją twórczość".

Podejrzewano go że pisze nie tylko jak zapewniał w podaniu powieść o wojnie ale na pewno coś politycznego wywrotowego przekazuje nielegalnymi kanałami i wyda wkrótce w którymś z wrogich zagranicznych ośrodków. Mnożyły się więc raporty jakoby pisał o "zmierzchu partii" "obłudzie fałszu błędach rządu PRL" "prawdzie o naszym świecie aktorskim i literackim" "o swoim procesie" itd. "Wysłał to już za granicę przez różnych "attache" wojskowych".

Zorganizowano w Warszawie inwigilację żony Iredyńskiego. Podsunięto jej w tym celu "kontakt poufny" o pseudonimie Henryk któremu - jak donosił - pokazywała rękopisy męża prosiła o pomoc w przepisywaniu. Zapewnił że jeżeli tylko je dostanie przekaże odpowiednim organom. Być może chodziło o pisany w Sztumie dramat Iredyńskiego który zaginął i nic dziwnego bardzo na niego polowano.

Bez drapieżności

Z rozkręconej machiny trudno się było wydostać tak że po wyjściu z więzienia nadal był inwigilowany ale już słabiej okazjonalnie. Na przykład w 1971 roku ciągano go na przesłuchanie po morderstwie Jana Gerharda ale nic na ten temat nie wiedział.

W czerwcu 1971 r. źródło "Mieczysław" donosiło: "Cechują Iredyńskiego gwałtowne nastroje polityczne. (...) jest to pisarz który zapewnia innych literatów (także i mnie) że partia liczy się tylko ze "zbuntowanymi" gdyż jest zbyt słaba aby walczyć. Pisarz może sobie w kraju komunistycznym wyrobić pozycję ale musi być nieugięty nie być "pozytywnym" lub "zaangażowanym". Zbuntowane gorzkie napastliwe sztuki Iredyńskiego - mówi on sam - są sukcesem także dlatego że ludzie w Polsce potrafią odczytać ich ukryty sens nienawiść wobec przemocy policyjnej partyjnej dyktatorskiej. Zarzuca mi że jestem pisarzem "ku pokrzepieniu serc" czyli wynajduję optymizm którego w komunizmie nie ma. Jeśli chcę być szanowany - zapewnia mnie - muszę być "gniewny" "zbuntowany". Te rady daje nie tylko mnie".

Z ostatniej notatki dotyczącej Iredyńskiego z października 1975 r.: "Nie posiada stałych ugruntowanych poglądów politycznych pod wpływem alkoholu i przeżyć więziennych w swoich wypowiedziach wrogo ustosunkowywał się do zasad ustrojowych PRL".

Nie wspominał nigdy procesu więzienia obwiniając siebie że się zagapił pozwolił złapać tym którzy na niego polowali. Odrobił to zostawił dorobek imponujący - wiele dramatów powieści słuchowisk radiowych.

Ale choć próbował nadal walczyć nadłamany więzieniem które - jak przyznawał - przeorało go stał się już o wiele bardziej ostrożny wyważony unikał nawet dotykania polityki. I nie napisał już nic równie odkrywczego i drapieżnego na miarę swoich pierwszych utworów.

Zmarł 9 grudnia 1985 roku w wieku zaledwie 46 lat przegrywając walkę z alkoholem.

Fragment najnowszej książki Joanny Siedleckiej "Obława. Losy pisarzy represjonowanych", która ukaże się w najbliższych dniach nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

* * *

Ireneusz Iredyński (1939 - 1985), prozaik, dramaturg, poeta. Miał 17 lat, gdy zadebiutował wierszami na łamach prasy literackiej. Pierwszy tom poetycki "Wszystko jest obok" wydał w 1959 roku. Sławę zdobył pierwszą powieścią "Dzień oszusta" (1962). Z uznaniem krytyki spotkały się również jego następne książki: "Ukryty w słońcu" (1973), "Człowiek epoki" (1971), "Manipulacja" (1974). Największe sukcesy odniósł jednak w teatrze. Jego sztuki ("Trzecia pierś", "Żegnaj, Judaszu") wystawiano w Szwajcarii i ("Jasełka-moderne") w Niemczech. Ostatnim triumfem Iredyńskiego na deskach scenicznych był "Ołtarz wzniesiony sobie", wystawiony przez Teatr Polski w Warszawie w gorącym czasie 1981 roku. Według jego scenariuszy powstały popularne w swoim czasie filmy: "Kardiogram" (1971), "Anatomia miłości" (1972), "Niedziela pewnego małżeństwa w mieście przemysłowym średniej wielkości" (1977), "Roman i Magda" (1978), "Magiczne ognie" (1983). Był też autorem wielu słuchowisk radiowych.

Kontestował tradycyjną estetykę i obyczajowość. I w życiu, i w twórczości prowokował, ale także moralizował, pozując na nihilistycznego cynika. "Był człowiekiem wielkiego talentu, kuglarskiej łatwości pisania i oryginalnej wyobraźni" - zwięźle podsumował go Marek Nowakowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji