Artykuły

Jana Kantego opowieści żelowe

43 lata temu, podobnie jak teraz jesienią, pan Grechuta napisał w tekście jednej ze swych piosenek: "Zaproszony byłem na wernisaż, czy to były dzieła mistrza Jana czy Kantego". Wtedy wydawało się to rzeczywistością futurologiczną. Natomiast dzisiaj mogę panu Grechucie się odwdzięczyć- - mówi Jan Kanty Pawluśkiewicz, który swoim wernisażem otworzy Grechuta Festival 2010

Wernisażem prac Jana Kantego Pawluśkiewicz rozpoczyna się w Krakowie Grechuta Festival 2010

Jest Pan odpowiedzialny za pojawienie się nowego zjawiska w obrębie sztuk plastycznych, albowiem to Pan powołał do życia żel-art, z wszystkimi tego konsekwencjami. Chyba się nie mylę?

- Bardzo dobre pytanie i już w nim zawarta jest bardzo dobra odpowiedź. To znaczy: Czy jesteś? - Tak jestem. Żel jako taki istniał już 13 lat temu. Ja natomiast przysposobiłem tę dziecinną zabawkę ku sztuce malarskiej. To jeden z najciekawszych środków wyrażania pewnej plastyki. Ma tak ekspresyjne światło, posiada tak dynamiczne kolory, że wynagradza nam niedostatek właściwych promieni świetlnych. A w Polsce, tu trzeba jasno stwierdzić, światło jest niedobre, stąd mój pociąg do żelu.

Pamięta Pan początki tej fascynacji?

- Jak to często bywa - zdecydował przypadek. Sebastian L. Kudas - krakowski grafik, zachęcił mnie kilkanaście lat temu do wspólnego wernisażu. Zaproszenie przyjąłem, po czym uświadomiłem sobie, że jednak jakieś prace należałoby wykonać. W sklepie przy ul. św. Marka znalazłem ciekawą ofertę żeli metalicznych. Tak to się zaczęło. Teraz mam tych żeli około 50 tysięcy. Co istotne, cały cymes mieści się w główce długopisu, którą trzeba zrobić dziesiątki tysięcy kropek. Efekty wysoce kreacyjne uzyskuję także dzięki strzykawce jednorazowej, którą - jakkolwiek by to zabrzmiało - dmucham żele. Mój zbiór liczy około setki obrazów.

Czy żelem da się namalować cokolwiek by się chciało?

- Nie. To wprawdzie fascynujący materiał, stwarzający nadzwyczajne sposobności w stosunku do technik tradycyjnych, ale jednocześnie jest znacznie uboższy od tychże. Nie podjąłbym się wykonania w tej technice tradycyjnego portretu czy pejzażu. Z drugiej strony, mogę namalować żelem portret i pejzaż, mając świadomość, że powstanie dzieło w niespotykanej do tej pory formie: skrótowej, ekspresyjnej, dynamicznej.

Pańska twórczość już dawno wyszła poza krajowe wernisaże.

- Bardzo miły temat. W ciągu ostatnich kilku lat odbyły się wernisaże żelartowe w Belgii, w Szwecji, na Słowacji. Zrealizowałem również prawie 50 wystaw w Polsce. Nie mówię tego jednak, by się przechwalać. Chodzi mi o to, by popularyzować tę technikę, która idzie równolegle z technologią, a ta nas zmienia. Ale przecież my - korzystając z technologii - chcemy, aby świat przy jej pomocy też się zmieniał.

Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, pozostał Pan wierny filozofii zaklętej w nazwie kabaretu/zespołu Anawa: "Do przodu, ale szanujemy klasykę"?

- Tak, dodam, że z tego wywodzi się moja sentencja, którą nieraz pozwalałem sobie przytaczać tłumacząc czym jest żel-art. Otóż jest to: połączenie współczesnej ekstrawagancji z konwulsywną klasyką. Idąc ku końcowi opowieści żelowej muszę stwierdzić, iż Duchowym Kuratorem wystawy w hotelu Pod Różą jest pan Marek Grechuta. Taka wystawa w czasie Grechuta Festival Kraków 2010 jest sytuacją z tych jednocześnie oczywistych i zarazem niewiarygodnych. Otóż 43 lata temu, podobnie jak teraz jesienią, pan Grechuta napisał w tekście jednej ze swych piosenek: "Zaproszony byłem na wernisaż, czy to były dzieła mistrza Jana czy Kantego". Wtedy wydawało się to rzeczywistością futurologiczną, nieokreśloną i nie bardzo wiarygodną. Natomiast dzisiaj mogę panu Grechucie się odwdzięczyć, bo to wszystko mieści się w dużej klasie duchowości i żartowności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji