Artykuły

Szewcy: wy-łonienie podmiotu cynizmu

No dobrze, przyjmijmy, że owo pojęcie "transhumancji w ogóle sens, że tożsamość ludzka będzie - albo już jest - pzekroczona i że chcemy ślad tego zjawiska odnaleźć u Witkacego, na dodatek za pomocą narzędzi psychoanalitycznych. To od czego zaczniemy?

Zaczniemy od "Szewców". W nich bowiem jak na dłoni widoczne jest przejście od podmiotu nowożytnego, podmiotu ciągłego emancypacyjnego ruchu, ku cynicznemu podmiotowi współczesnemu, podmiotowi znieruchomiałemu, stężałemu, galwanizowanemu momentami ekscytacji.

Jak Scurvy. Pamiętacie Scurvy'ego?

Uchwycenie tej właśnie zmiany zdaje się najbardziej podniecać psychoanalityczne myślenie. Na dodatek Witkacy intuicyjnie rozpisał interesującą go podmiotowość ludzką na szereg postaci, z których każda uosabia którąś z możliwości tkwiących w całym polu podmiotowym. Czyli zrealizował to, co Cornelius Castoriadis uważa za najważniejszy wkład psychoanalizy we współczesność: pokazanie, że podmiot jest w gruncie rzeczy, grą instancji podmiotowych, z których każda jednak ma pełną charakterystykę podmiotu, będącego grą instancji... I tak w nieskończoność.

Lacan to pokazał, opisując strukturę znaczącego.

Mamy więc Scurvy'ego, aspekt celowo-racjonalnego myślenia w podmiotowości nowożytnej, myślenia przebitego jednak pragnieniem, więc ostatecznie - jak każdy podmiot mieszczański - celowo-racjonalnie myślącego o pragnieniu: "Ja chcę zrobić parę butów - choć jedną! Wtedy będę godnym pani, dopiero wtedy. Wtedy potrafię zrobić, co zechcę, z kogo zechcę. Nawet z pani, dobrą, domową, kochającą kobietę - potworze najukochańszy, jedyna!...". Mamy Sajetana, aspekt emancypacyjny, pragnący uwolnienia od ograniczeń racjonalności i w ogóle wszelkich ograniczeń, bardzo ważny w nowożytności, nieodmiennie towarzyszący temu pierwszemu i - nawet w czasach Witkacego - już nieco podstarzały. Mamy wreszcie tajemniczy podmiot kobiecy, podmiot cyniczny, księżnę Irinę (w skrócie) Zbereźnicką, podniecającą do granic, a jednocześnie, jak samo imię-"Eirene"- wskazuje, będącej medium powszechnego uspokojenia, wyciszenia, demobilizacji.

Oczywiście, zgodnie z Lacanowskim pomysłem, mamy też całą masę podpodmiotów, tych wszystkich czeladników, chłopów, bojówkarzy, ale nimi się zajmować nie będziemy.

Zajmijmy się księżną Iriną, owym tajemniczym i cynicznym podmiotem współczesności. W niej bowiem, jak sądzę, skupia się najbardziej przenikliwa intuicja Witkacego wpisana w dramat: przeczucie cynizmu jako kategorii teoretycznej, opisującej człowieka. Cynizm nie jest bowiem bynajmniej trywialny, cynizm jest złożoną pozycją podmiotu.

Co robi nad wyraz ponętna szatynka Zbereźnicka, kiedy mówi: "chciałabym jak samice modliszki, które ku końcowi zjadają od głowy swoich partnerów, którzy mimo to nie przestają tego - wie pan, hehe!..."?

Robi bardzo wiele. Rozgrywa bowiem grę z wszystkimi instancjami podmiotowymi, które napotyka - i które w ogóle może napotkać - w polu podmiotowym.

Przede wszystkim rozgrywa grę ze sobą. Ujawnianie świadomości swojego działania ustanawia bowiem dystans podmiotu wypowiedzi do tego działania, w gruncie rzeczy legitymizując je dla podmiotu rozkoszy. Tu Lacan odwraca sens maksymy La Rochefoucaulda, dla którego obłuda wyrzutów sumienia była hołdem, składanym przez występek cnocie, zyskując w ten sposób rozgrzeszenie. Lacan go przelicytował, dostrzegł bowiem, że obłuda jest niepotrzebna, już wypowiadając występne pragnienia, podmiot uzyskuje absolucję - "jest gdzie indziej" - i odwróciwszy uwagę Innego, pozwala realizować się "użyciu" jak nazywa jouissance Tadeusz Komendant. Używa sobie więc księżna fantazjując na temat Scurvy'ego pełzającego bez głowy u jej... stóp.

Fantazmat - bo to jest fantazmat - współczesny nie jest więc wyparty, nie jest nieświadomy, na to wszyscy jesteśmy zbyt psychoanalitycznie oczytani. Jest narcystycznie wykorzystany, zgodnie z diagnozą Otto Kernberga: "Pacjent korzysta z interpretacji analityka, ale szybko pozbawia je życia i znaczenia - tak, że pozostają tylko puste słowa. Słowa te stają się następnie własnością pacjenta, którą idealizuje i z której czerpie poczucie wyższości".

Samorozpoznanie jest więc "rakietą", która na wyżyny wynosi podmiot wypowiedzi, pozwalając jednocześnie podmiotowi wypowiadania pozostawać w obrębie fantazmatu i utożsamić się z podmiotem użycia. Jak dawny podmiot chroniony był przez mechanizm wyparcia, tak dzisiaj dyskurs samorozpoznania chroni przed konfrontacją z Innym, w gruncie rzeczy legitymizując sam fantazmat, czyli użycie, czyli - jak to jeszcze nazywał La Rochefoucauld - występek. Chytre? Chytre.

Ale mówiąc to, co mówi, może księżna Irina Zbereźnicka zapanować jednocześnie nad wszystkimi podmiotami na scenie. A to dlatego że - jak naucza psychoanalityk - pragnienie jest zawsze pragnieniem Innego. Obiekt rozkoszy jest nam wyznaczony - lub zakazany - przez instancję zewnętrzną. Rozkoszowania się ojcowskie nad-ja zakazuje, matczyne zaś - je nakazuje, chyba z jeszcze większą bezwzględnością. Więc gdy kobiecy podmiot cyniczny z taką otwartością ujawnia swoje pragnienie, to staje się nagle - i w sposób nieco zaskakujący instancją matczyną, która powtarza Scurvy'emu: "ja chcę tylko, żeby: był szczęśliwy..,". Że odgryzie mu przy tym głowę, to pozostaje w niedopowiedzeniu...

Cynizm w takiej Lacanowskiej interpretacji byłby mocną strukturą podmiotu epoki słabego ojca.

Ujawnione i w ten sposób uprawomocnione pragnienie księżnej staje się pragnieniem wszystkich - szewców, urzędników, sług. Wszyscy oni bowiem, nawet Sajetan, jej pragną. Odcięci jednak od niej ojcowskim zakazem, wyalienowani od własnych możliwości rozkoszowania się - co więcej, do spotkania z nią skupieni na emancypowa niu się z tych ojcowskich więzów, czyli na rewolucji - są wobec jej bezwstydu całkowicie bezbronni. Nie mogąc rozkoszy użyć aktywnie, zdani są na jej pasywne przeżywanie za jej, jako podmiotu cynicznego, pośrednictwem. Trans-pasywne, jak mówi Żiżek. Mówiąc: jouie! (rozkoszuj się!), księżna Zbereźnicka gra na ich bezsilności i dlatego "czuć podniecenie niesamowite u szewców". Zaś ona, wzmocniona tym podnieceniem, każdemu z nich może powiedzieć: "Niepewność pańska jest dla mnie rezerwuarem najwyuzdańszej, płciowej, samiczkowatej, bebechowato-owadziej rozkoszy".

To pokazuje siłę podmiotu cynicznego: wypowiadanie fantazmatu trafia w fundamentalny nakaz współczesnego, matczyną lubieżnością w swej istocie przesyconego sumienia. Czyli: jouie! Nakaz, który jednak nigdy nie może być wypełniony, więc całkowicie podporządkowuje podmiot pasywnym formom rozkoszowania się.

Zauważmy, tak właśnie spektakl podporządkowuje widza "pasywnym formom rozkoszowania się". Konstatacja w najmniejszym stopniu nieograniczająca się do teorii dramatu; jak zauważa Guy Debord, współczesność to społeczeństwo spektaklu: "Wszystko, co dawniej przeżywano bezpośrednio, oddaliło się, przybierając postać przedstawienia"; struktura społeczna precyzyjnie odpowiada tu strukturze pola podmiotowego. Powszechna demobilizacja, wpisana w imię, które Witkacy wybrał dla swojego kobiecego podmiotu: Eirene, spokój.

Jest więc jeszcze jeden poziom, na którym to rozplenianie się podmiotowości przekracza konwencją ustalone schematy. Oto księżna Irina Zbereźnicka nakazuje, żeby na nią patrzał Scurvy, na nich oboje patrzą szewcy, ale na nich wszystkich patrzy nie kto inny, tylko widz. Witkiewicz przenikliwie zauważa, że księżna gra swoją grę nie tylko wobec postaci dramatu, również nasze "Ja" - "Ja" patrzących - wciągnięte zostają w ekonomię rozkoszy. Stajemy się aspektami struktury. Tak więc granice teatralnej sceny nie wyznaczają granic pola podmiotowego, trans-pasywny sposób przeżywania rozkoszy obejmuje swoim czarem również widza.

Ale skąd ta władza?

W znanym fragmencie XI Seminarium jacques Lacan rozwija teorię spojrzenia. Opowiada historię swojej, nikomu niepotrzebnej, wyprawy na morze, z rybakiem, który "dał mu do myślenia" dziwną uwagą dotyczącą puszki sardynek, unoszącej się na falach i błyszczącej w słońcu. "Widzisz tę puszkę? Widzisz ją? No cóż, ona cię nie widzi!" - rzekł rybak i roześmiał się. Zaś Lacanowi nie było do śmiechu. To skądinąd oczywiste stwierdzenie: "ona cię nie widzi", zinterpretował bowiem w sposób bynajmniej nie oczywisty. Zauważył, że więcej niż o samej puszce, mówi ono o jego pozycji, jako podmiotu uchwyconego w obrazie. A mianowicie o tym, że choć fizycznie on w tym obrazie jest, jako podmiot sytuuje się jakby poza nim. Puszka go nie widzi, wyrzuciła go poza, bo cóż miał on właściwie robić w tym rybackim, surowym pejzażu...

Przytaczam tę anegdotę, bowiem doskonale ilustruje ona fundamentalną tezę Lacanowskiej koncepcji spojrzenia, tezę, którą najkrócej wyrazić można w taki mniej więcej sposób: nie jest tak, że tylko my patrzymy na rzeczy, obrazy i sceny. One obdarzają nas spojrzeniem, patrzą na nas światłem, które ku nam wysyłają, a to ich spojrzenie konstytuuje nas jako podmioty, uchwycone w tworzących się w ten sposób obrazach.

Tak właśnie spogląda na widza kobieco-arystokratyczny podmiot "Szewców". Ta scena mówi: "wiem, kim jesteś, jesteś tym, który potajemnie czerpie rozkosz z cynizmu!". Również widz włącza się w przeżywanie bezsilnej jouissance, ale usytuowanie widza stwarza złudzenie, że jest z tego przeżycia wykluczony. Witkiewicz kończy "Szewców" nagłym zamknięciem podmiotu cynicznego, księżnej, w klatce. Co więcej, zostaje ona przez Hiper-robociarza zakryta czerwoną płachtą jak papuga. Moglibyśmy myśleć, że oto przenikliwy dramaturg pokazał nam, iż ostatecznie to jednak do podmiotu "organizacyjnego" - towarzyszy - należeć będzie przyszłość. Nawet jeśli w latach trzydziestych strach Witkacego jakoś się tłumaczył, to dzisiaj owo proroctwo jest równie aktualne, jak potęga ojczyzny światowego proletariatu. Cyniczny podmiot współczesności triumfuje.

Zresztą jest to wpisane w dramat, ujawnia się jak pomyłka słowna. Gdy nieco patriarchalny Abramowski mówi, że wezmą "tę małpę ze sobą", wskazując na sterczące spod płachty nogi księżnej Iriny Zbereźnickiej, ujawnia swoje pragnienie. A towarzysz X dodaje: "możemy we dwóch", już orientując się na trans-pasywność. Kiedy oni podtrzymują w sobie iluzję panowania, pragnienie już panuje nad nimi. Pamiętajmy przy tym, pragnienie jest zawsze pragnieniem Innego, a tam, gdzie ojcowie są osłabieni, pragnienie jest pragnieniem matki: "ja chcę tylko, byś sobie poużywał...". W chwili, w której towarzysze pozwolili sobie na "pragnienie detanty, odprężenia", już transhumowali się do roli pasywnych aspektów podmiotu cynicznego. Na marginesie: dlatego rewolucje muszą być permanentne, bez "detanty".

I ostatnie pytanie: czemu przenikliwy Witkiewicz nie docenił tej transformacji ludzkiej podmiotowości, którą skądinąd tak trafnie opisał? Pierwsze, przytoczone wyżej tłumaczenie, jego paniczny lęk przed bolszewikami, nie wydaje się wystarczające. A w każdym razie nie w psychoanalitycznych kategoriach. Ludzie bowiem, wbrew egzystencjalistycznym przesądom, nie grają z tym, czego się boją, lecz z tym, czego pragną.

Witkiewicz wpakował Irinę do klatki, żeby zapanować nad swoim pragnieniem. Spojrzenie, które pada od strony sceny jej tryumfu, unieruchamia bowiem nie tylko widza: ono paraliżuje i umiejscawia również autora. Im bardziej lubieżna płciowość księżnej - księżniczki - dominuje, tym bardziej odsłania się jej twórca, ojciec, kreator; im bardziej cynicznie ona mówi o pożądaniu, tym bardziej uwydatnia jego żądzę...

Nie mógł tego znieść. Chcąc nie chcąc, mimo lęku i rozpaczy, wezwał na pomoc ojcowską postać Abramowskiego. Jak wiemy, bezskutecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji