Artykuły

Ułudy i nudy

Utwory sceniczne Antoniego Czechowa okazały się absolutnie wyjątkowe w dziejach współczesnej dramaturgii. Autor pisał swoje sztuki jako komedie i szczerze się dziwił, że wystawiano je jako tragedie. Ten rozrzut między intencjami dramatopisarza i inscenizatora świadczy - paradoksalnie - o wielkości autora i klasie jego utworów. Nikt przed Czechowem nie umiał z równą precyzją i powodzeniem opisać prostego życia zwyczajnych ludzi z zapyziałej prowincji, gdzie nadzieje i niespełnienia przybierały kształty tyleż śmieszne, co straszne i tyleż wesołe, co żałosne.

Głównym bohaterem utworów Czechowa jest nuda. Nieunikniona - wszechogarniająca wszystko i wszystkich. Chłoniemy tę nudę i nadziwić się nie możemy, że da się ją przedstawić w sposób tak zajmujący, tyleż znaczący oraz z równie imponującą liczbą wewnętrznych napięć. Wystarczy poczytać "Wiśniowy sad".

Wziął go do ręki reżyser Leonid Hejfec i postanowił przenieść na scenę. Niestety - nuda Hejfeca nie ma nic wspólnego z fascynującą - jako się rzekło - nudą Czechowa. Nuda Hejfeca jest banalna i, po prostu, niemożebnie nudzi.

Warszawski Teatr Dramatyczny ma olbrzymią scenę, na której wspaniale sprawdzają się wystawne dekoracje. Przedstawienie zaczyna się więc imponującą scenografią zaprojektowaną z przestrzennym oddechem i polotem przez Wiesława Olko. Tylko że nijak ma się ona do "Wiśniowego sadu". Raniewska, po powrocie z Paryża wzrusza się widokiem "dziecinnego pokoiku". Z jednej strony ogranicza go przeszklona kolumnada (naliczyłem pięć łuków), z drugiej - gigantyczna tafla lustrzanej ściany, na której Danuta Stenka jako Raniewska w spontanicznym pocałunku odciśnie kształt swych ust. Czasami w lustrzanej tafli otwierają się drzwi, odsłaniając wybite wiśniowym pluszem ściany dwóch przytulniej szych - zdałoby się - pomieszczeń czy też wnętrze szafy zastawionej dziecięcymi zabawkami. "Pokoik" od widowni oddziela zieleń poszycia ni to leśnego, ni to ogrodowego, gdzie państwo odbywać będą przechadzki, a służba flirty.

Miejsce akcji jest na tyle rozległe, że aktorzy od początku sprawiają wrażenie całkowicie w nim zagubionych. W przestrzeń po części wsiąkają też dialogi - średnio co piąte zdanie. Postaci zaplątane w ogrom nieoswojonej przestrzeni giną, markotnieją, nikną w oczach, wraz z upływem czasu, który wlecze się niemiłosiernie, rozciągliwy niby guma.

Umiejętność ukazania Czechowowskiej nudy stała się najlepszym sprawdzianem kondycji każdego teatru. Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy jaki jest - każdy widzi. Nie ma w tym spektaklu ról, które się zapamiętuje, ani czytelnego inscenizacyjnego pomysłu - poza ogranym już dźwiękiem pękającej struny w momencie śmierci Firsa - ani czegokolwiek innego, co by usprawiedliwiało wymazanie widzom z życiorysu trzech godzin życia. Czechow pisał swoje utwory, by nam uzmysłowić wagę nieuniknionego upływu czasu. Wystawianie w sposób tak niefrasobliwy Czechowa jest równoznaczne z wystawianiem cierpliwości widzów na wyjątkowo ciężką próbę, której wcale nie muszą podołać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji