Artykuły

Evita wiecznie żywa

Eva Duarte de Peron, zwana przez argentyński lud Evitą, umarła 26 czerwca 1952 roku. Podczas pogrzebu ciało Evity przewieziono na lawecie działa. Na ulice wyległy tłumy: w tłoku uległo obrażeniom dwa tysiące ludzi. Trzy osoby zostały stratowane.

Zabalsamowane zwłoki złożono w grobowcu. Później wywiezione do Europy, po siedemnastu latach wróciły i obecnie spoczywają w pancernej krypcie w Buenos Aires. Po ostatecznym upadku Perona okazało się, że małżonkowie zgroma­dzili ogromny majątek. Wśród gar­deroby Evy doliczono się 400 garniturów i sukien, 600 kapeluszy. Wartość biżuterii oszacowano na ponad milion funtów.

Eva Peron to postać wciąż w Argentynie żywa. Jej bujne i dość niezwykłe życie stało się swego rodzaju natchnieniem dla Andrew Lloyd Webbera do skomponowania pełnego hitów musicalu opowiadającego o jej życiowej drodze. Po 18 latach od powstania utworu w Teatrze Rozrywki w Chorzowie odbyła się jego polska prapremiera! Przygotowanie spektaklu pochłonęło ponad miliard złotych: m.in. zostało uszytych ponad dwieście kostiumów, w tym dwanaście dla tytułowej bohaterki. Ale to wcale nie wyłącznie dlatego chorzowskie przedstawienie jest rewelacyjne.

Marcel Kochańczyk, autor inscenizacji i reżyserii, zrealizował spektakl niezwykle klarowny, poz­bawiony tanich i oklepanych "chwytów" i efektów. Skupiając się na najsurowszej i najszlachetniej­szej prostocie, stworzył widowisko precyzyjne niczym mechanizm szwajcarskiego zegarka. Wielce pomocna była w tym oszczędna, funkcjonalna, a jednocześnie zaska­kująca plastyczną urodą, scenogra­fia. Na obrotowej scenie Paweł Dobrzycki wybudował całą Argen­tynę, nawet przez moment nie

grzesząc dosłownością. Kilka poły­skujących srebrem czarnych ścian było ulicą, prywatnymi apartamentami, kawiarnią z przedmieścia, blichtrem systemu i jego prawdzi­wym, nędznym obliczem (fantasty­czne połączenie sceny triumfalnegooprzemówiema Evity z jej prostacki­mi urąganiami na arystokrację). Tak - jeśli można powiedzieć - mądrej scenografii dawno już nie widziałem. Nieograniczoną weną popisała się także Dorota Morawetz, której kostiumy nagradzane były przez publiczność specjalnymi oklaskami w trakcie przedstawie­nia: szczytem kreacji była scena prezentacji ubiorów proponowanych Evicie przez "dyktatorów mody". W stworzone przez tych realizatorów ramy doskonale wpisała się chore­ografia Przemysława Śliwy, którą cały zespół artystyczny wykonał nienagannie.

Niewątpliwą triumfatorką wie­czoru była Maria Meyer - wykonawczyni roli tytułowej. Silna osobo­wość, znakomite aktorstwo i zachwycające śpiewanie to jej podstawowe cechy. Mogę do tego jeszcze dodać rzadką przy wykony­waniu głównej roli umiejętność "niewybiegania przed orkiestrę". Równym jej partnerem był Michał Bajor w roli Che Guevary. Niestety, w przedstawieniu zabrakło Juana Perona: Jacenty Jędrusik był bezbarwny, źle śpiewał - słowem nie stworzył żadnej postaci. Szkoda, bo "wybił się" jako jedyny. Wszyscy pozostali artyści (świetnie wystylizowana arystokracja, generalicja i lud Argentyny) grali, śpiewali i tańczyli na najwyższym poziomie, zadając kłam twierdzeniu, że ze­społowe aktorstwo istnieje tylko w Krakowie. Doceniła to prapremiero­wa publiczność długo oklaskując wykonawców na stojąco.

Gratulacje należą się również niewielkiej, a bardzo dobrej orkie­strze prowadzonej batutą Jerzego Jarosika. Mam "uzasadnione podej­rzenia", że do Chorzowa na "Evitę"" pociągami i autobusami zjeżdżać będzie publiczność z całej Polski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji