Artykuły

Lubię to robić

Z Marią Pakulnis, znakomitą polską aktorką, którą już wkrótce zobaczymy w Białymstoku w spektaklu "Życie: trzy wersje", rozmawia Anna Danilewicz.

- Pochodzi Pani z Giżycka, miasta położonego z dala od dużych ośrodków kulturalnych, teatralnych. Jak to się zatem stało, że zdecydowała się Pani zostać aktorką?

- Można powiedzieć, że aktorką zostałam dzięki mojej polonistce Krysi Drab. W liceum medycznym, gdzie się uczyłam, Krysia prowadziła teatr poezji: To ona zaraziła mnie teatrem. Ja miałam może jakieś' podskórne marzenia, ale byłam dosyć nieśmiała. W życiu nie pomyślałabym, że pójdę zdawać na te studia, tak sama z siebie. To Krysia otworzyła przede mną moje marzenia i drogę do tego, żeby je spełnić.

- Jak zatem ta nieśmiała dziewczynka z prowincji poradziła sobie w "wielkim świecie"?

- To było dla mnie ogromne przeżycie. Różniłam się od młodzieży z dużych miast, zachowaniem, strojem, obyciem w świecie. Byłam na pewno zakompleksiona i zamknięta w sobie, raczej stałam z boku, obserwując ten świat. To była ciężka praca, nieustająca walka z sam;} sobą,, żeby nie załamać się. nie wrócić do tego mojego małego bezpiecznego świata. Na początku było ciężko, ale wewnętrzna pasja była silniejsza i wytrzymałam. Dużo mnie to kosztowało, zapłaciłam pewną cenę i wykonałam dużą pracę nad sobą, musiałam pokonać moje wewnętrzne przeciwności, strachy i lęki. Ale nie żałuję, bo chyba nie ma nic fajniejszego w życiu, niż uprawiać zawód, który się po prostu kocha.

- Od tego czasu stworzyła Pani w filmie i teatrze mnóstwo wspaniałych kreacji. Która z nich była dla Pani najważniejsza?

- Niczego nic wyróżniam. Każda rola była dla mnie ważna i rozwijająca. Poznawałam nowych ludzi, poznawałam literaturę, dramat, nowe formy wyrazu. Każde zetknięcie się z nowym reżyserem, z każdym nowym zadaniem było dla mnie ważne. Rozwijało mnie, prowokowało do zadawania pytań. Dlatego wszystko co robiłam, było dla mnie po prostu ważne.

- Czy zdarzyło się Pani grać postać, której prywatnie by Pani nigdy nie zaakceptowała, której życiowa postawa nie zgadzały się z Pani poglądami? Osobę, której by Pani zwyczajnie nie polubiła?

- W aktorstwie ważna jest złożoność granej postaci, to, czy potrafi się ją stworzyć, a nie to, czy jest ona "dobra", czy "zła". Oczywiście, wielokrotnie grałam postaci, które nie mają kompletnie nic wspólnego z moją psychiką i moimi przemyśleniami na temat świata, życia, ludzi. Ja to jestem ja - ja i moje życic to osobna materia. Na tym polega ten zawód. Nie można w aktorstwie szukać jednego wymiaru, jednej drogi, bo wtedy człowiek się nie rozwija. Ja zaczynałam od Matki Boskiej w "Pastorałce", a następna rola to była dziewczyna lekkich obyczajów w Brechcie. Myślę, że to jest najciekawsze, że można w tak wielowymiarowej formie iść przez życie aktorskie.

- W dzisiejszych czasach obserwujemy taką tendencję, że znani i cenieni aktorzy coraz częściej pojawiają się w serialach, reklamach, na okładkach kolorowych pism. Młodzi z kolei w ten sposób chcą zaistnieć w tej branży. Teatr, film stanowią dodatek do medialnej kariery. Jak Pani sądzi, z czego to wynika?

- Tak, wystarczy zagrać w telenoweli i już się jest megagwiazdą. Jest wielu wspaniałych, młodych ludzi, którzy dążą do czegoś więcej, ale nie mają możliwości przebić się przez tę straszliwą machinę, w której liczą się tylko pieniądz, układ i zysk. Mnie to przeraża, dlatego cieszę się, że zahaczyłam jeszcze o czasy, kiedy liczyło się coś zupełnie innego. Powstawały różne wspaniałe spektakle, filmy i miałam w nich szansę zagrać. Jednak z drugiej strony, jakie ci młodzi ludzie mają możliwości? Muszą brać to, co przynosi im życie. Załapują się na seriale, reklamy, idą bezwzględnie do przodu, bo muszą z czegoś żyć.

- Pani jednak chyba się tej tendencji nie poddaje. Nie spotykamy Pani w reklamach, na okładkach.

- Nie poddaję się, bo to jest sprzeczne z moimi zasadami.

- Jednak Pani też ma w swojej karierze etap serialowy, grała Pani w "Ekstradycji", "Fitness Clubie", "Psim sercu". Czy to było pójście na kompromis, czy raczej szukanie nowych doświadczeń?

- I to, i to. Poza tym te seriale też stanowiły dla mnie wyzwanie. "Psie serce", w którym ostatnio grałam, miało trochę inna formę, niż większość tego typu produkcji. Mówię o pierwszej edycji, teraz to wygląda trochę inaczej. Dla mnie to też było wyzwanie aktorskie, coś więcej poza zarabianiem pieniędzy. Musiałam tam zagrać dziewięć zupełnie różnych kobiet. A "Ekstradycja" to moim zdaniem, jeden z najciekawszych polskich seriali, zrobiony w formie filmowej, a nie takiej czysto telenowelowo-sitcomowej.

- "Życie: trzy wersje", sztuka, którą będziemy niedługo oglądać w Białymstoku, to też chyba w Pani karierze nowe doświadczenie?

- Tak, jestem matką chrzestną tego spektaklu. Dostałam tekst tej sztuki, zdobyłam pieniądze, zrobiłam obsadę, czuwałam nad wszystkim. Zwróciłam się z tym wszystkim do dyrektora Dądajewskiego, który jest dyrektorem Teatru "Komedia" i on zgodził się współpracować. To było moje pierwsze producenckie, samodzielne przedsięwzięcie. Dlatego mam do tego tak osobisty stosunek. Jestem szczęśliwa, że to się udało. Jesteśmy świeżo po tournee w Nowym Yorku i Toronto, gdzie przyjęto nas wspaniale. Powiedziano mi nawet, że wszyscy czekają na moje nowe produkcje. Nie ukrywam, że to były dla mnie największe słowa uznania, może otwierające nowy rozdział w moim życiu. Mam już zresztą następną, wspaniała sztukę, zaczynam poszukiwanie sponsorów. Traktuję to jako nowe wyzwanie.

- Czy to Pani "zaangażowała" męża Krzysztofa Zaleskiego na reżysera tej sztuki?

- Tak. Zaczęło się od tego, że Piotr Szymanowski, tłumacz sztuki, uznał, że jest tam rola dla mnie. Znamy się wszyscy od wielu lat i postanowiliśmy wspólnie, że oni razem wyszlifują ten tekst, dialogi. Ja zajęłam się stroną produkcyjną.

- Nie po raz pierwszy pracujecie Państwo razem. Czy taki układ nie prowadzi do sytuacji, że zbyt wiele pracy przenosi się na grunt rodzinny, a z kolei sprawy domowe zaczynają przeszkadzać w pracy?

- Ja Krzysztofa bardzo szanuję i cenię jako artystę. Uważam go za jednego ze wspanialszych reżyserów. To wyjątkowa osoba, pod względem intelektu i wykształcenia. Nie zajmuje się tylko reżyserowaniem, pisze adaptacje, jest znawcą literatury polskiej i światowej. A oprócz tego potrafi fantastycznie grać. Świetny reżyser i pedagog. Możemy się czasem spierać - ale to nie rzutuje na naszą pracę i życie.

- Słyszałam, że świetnie Pani gotuje. Zbliżają się święta, a zatem czy mogłaby Pani zdradzić, jakie smakołyki szykuje Pani na świąteczny stół?

- Rzeczywiście dobrze gotuję i lubię to robić. Na pewno przygotuję faszerowane jajka, dla Jaśka, który je uwielbia, na pewno będzie żurek, biała kiełbasa, upiekę sernik, będą pieczone mięsa i indyk, i dużo zieleniny. Zadbam o to, żeby w domu było jasno i kolorowo. W ogródku posadziłam bratki, wyszły już z ziemi piękne, kolorowe hiacynty, właśnie rozkwitła forsycja, więc jesteśmy gotowi na święta.

- A czy w Pani domu pielęgnuje się tradycyjne zwyczaje świętowania?

- Absolutnie tak! Każde święta, czy to Bożego Narodzenia, czy Wielkanocne, są tradycyjne. Zawsze z Jaśkiem malujemy jajka, albo w łupinach cebuli, albo na jakieś tradycyjne kolory. Ubieramy koszyczek, tradycyjnie Jasiek niesie go do kościoła. Pielęgnujemy to i zawsze się z tego cieszymy, bo są to piękne święta, piękne i radosne.

- W takim razie życzę Pani i całej rodzinie, aby takie były też w tym roku.

- Ja również Pani, całej redakcji i wszystkim Czytelnikom przekazuję życzenia pokoju, miłości, dobra i wszystkiego, wszystkiego najpiękniejszego.

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji