Artykuły

Co nam zostało z krakowskich debat

Rok temu w Krakowie mówiono o reformie. Jest potrzebna, odczuwam to bardzo mocno, pracując w niewydolnym, przerośniętym etatami systemie teatralnym. Od 1989 r. w tej sprawie nic nie zrobiono. Po kongresie również. Jeszcze przed rozpoczęciem kongresu wiadomo było, że będą kolejne budżetowe cięcia. Teraz też w niektórych teatrach tak się dzieje. Doraźne cięcia to nie reforma. Jutro może być za późno - mówi Jan Klata w dodatku specjalnym Rzeczpospolitej "Rok po Kongresie Kultury"

Edmund Wnuk-Lipiński:

Anegdotycznym potwierdzeniem tego, że Kongres Kultury był wydarzeniem znaczącym dla środowisk twórczych stało się zorganizowanie późniejszego Anty-Kongresu w Warszawie. Nie robi się konkurencji projektom, które są bez znaczenia. Przyznam, że moje oczekiwania związane z Kongresem były dość skromne. Sądziłem, że spełni swoje zadanie, jeżeli wszyscy, którzy przejmują się losem polskiej kultury, spotkają się i sporządzą podstawowy spis problemów, jakie pilnie trzeba rozwiązać. Niewielki byłby pożytek z Kongresu, gdyby przerodził się on w kombatancki lament nad brakiem dotacji dla tych którzy walczyli z komuną, lub w imprezę biurokratyczną, administrowaną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Już w okresie organizacyjno-koncepcyjnym, gdy jako członek Rady Programowej przyglądałem się przygotowaniom, nabrałem przekonania, że ministrowi Bogdanowi Zdrojewskiemu uda się zachować delikatny balans między inicjatywami oddolnymi, a rozwiązaniami sugerowanymi przez resort. Podczas Kongresu minister imponował siłą spokoju nawet wówczas, gdy przebieg obrad był bardzo dynamiczny.

Dało się to zwłaszcza odczuć w czasie panelu z udziałem m.in. Agnieszki Holland i Michała Zadary, który rozpoczął się od przemeblowania stołu prezydialnego, co było wizualnym sygnałem autonomiczności mówców wobec organizatorów kongresu. Jestem przekonany, że twórcy właśnie tak powinni się zachowywać. Gdyby nie kontestowali rzeczywistości - byłbym zaniepokojony. Tylko artysta, którego ożywia pasja, złość a nawet wściekłość, może tworzyć dzieła silnie emocjonalne. Twórczość artystów zadowolonych - więdnie, zmieniają się oni w sytych konsumentów. Przypominają utuczone karasie w stawie.

Największym zaskoczeniem podczas Kongresu było dla mnie zderzenie się dwóch definicji wolności - rynkowej i artystycznej. Jak wiadomo, wystąpienie profesora Leszka Balcerowicza wywołało ostre polemiki. Mówił on językiem ekonomicznej teorii liberalnej, zaś artyści odebrali to jako twierdzenie, iż są jak dzieci, którym rodzice muszą zapewnić utrzymanie bez prawa do ingerowania w to, co ich podopieczni robią. Leszek Balcerowicz przemawiał zdecydowanie, tak jak ma w zwyczaju, ale jego odwołanie się do wzorów radzieckich komisarzy, którzy zapewniali artystom wszystko, ale zabierali wolność tworzenia, pozwoliło postawić problem na ostrzu noża: w warunkach wolnego rynku nie ma wolności artystycznej bez ryzyka porażki.

Kongres uważam za przedsięwzięcie pożyteczne przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, powstały diagnozy stanu kultury jako całości, a także poszczególnych jej części, które z pewnością zostaną wykorzystane przez administrację państwową. Po drugie, pozwolił na - choćby tymczasowe - przełamanie branżowych opłotków poszczególnych środowisk twórczych (i to był klimat troski o wspólną sprawę rozwoju polskiej kultury, przypominający ów pamiętny kongres Kultury, przerwany wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 roku). Myślę, że zabrakło tego klimatu w pracach Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych, który miał przygotować projekt ustawy medialnej. Odniosłem bowiem wrażenie - być może nietrafne - że większą wagę przykładano do mechanizmów finansowania, a nieco mniej wysiłku włożono w jasne zdefiniowanie tego, co z pieniędzy publicznych powinno być finansowane: na czym powinna polegać apolityczność mediów publicznych i w jaki sposób ją zagwarantować. Ta praca jest ciągle przed nami.

Agnieszka Odorowicz

dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej

Uważam, że Kongres Kultury Polskiej jest znakomitą okazją do spotkania wszystkich środowisk kulturalnych - twórców, animatorów, organizatorów i menadżerów instytucji kultury, mecenasów sztuki. To wartość nie do przecenienia, którą potwierdziło również ubiegłoroczne spotkanie. W tak oczekiwanej, pełnej pasji i prawdziwych emocji, a czasami niełatwej dyskusji mogliśmy wspólnie zdefiniować nie tylko zagrożenia stojące przed kulturą, ale i wypracować podstawowe zasady, które powinny kształtować politykę kulturalną nowoczesnego państwa europejskiego. Po pierwsze, wolność sztuki i wolność artysty. Mówił o tym Andrzej Wajda, a potwierdził w podsumowaniu Kongresu minister Bogdan Zdrojewski. Sztuka musi być niepokorna, odważna, nie może bać się sięgać po kontrowersyjne tematy. Musi stawiać niewygodne pytania, na które nie ma oczywistych odpowiedzi; wywoływać dyskusje i polemiki. Powinniśmy dążyć do takiej transformacji polskiej kultury, w której obok koniecznej i realizowanej dla tysięcy Polaków roli edukacyjnej, stanie się też ona zapalnikiem twórczego buntu i zarzewiem dyskusji o współczesnej kondycji Polski i Europy. Rolą państwa jest taką sztukę wspierać.

Kongres dobitnie wskazał również, iż media publiczne nie wypełniają swej roli. Kultura jest z nich systematycznie wypychana przez prymitywną rozrywkę, a dyktatura telewizyjnej "ramówki" przeznaczyła autorskim i ambitnym programom kulturalnym miejsce w paśmie nocnym. Upolitycznienie już dawno przekroczyło granice przyzwoitości, a słowo "publiczne" stało się w tym przypadku synonimem braku jakichkolwiek zahamowań. A przecież bez niezależnych, wolnych, obywatelskich mediów publicznych nigdy nie będą one mogły realizować swoich zadań w polityce kulturalnej państwa: edukacji o współczesnej sztuce, kreacji przestrzeni do obywatelskiego dyskursu publicznego o kulturze, czy wreszcie niebagatelnej roli w nowoczesnej edukacji historycznej. Jeśli marzymy o budowie nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego opartego na wiedzy, nie zrobimy tego bez odbudowy zaufania: zaufania odbiorców kultury do artystów, polityków do ludzi kultury, klasy politycznej do przedstawicieli biznesu wspierających własnymi pieniędzmi wydarzenia kulturalne. To także wyzwanie i zobowiązanie dla wszystkich uczestników ubiegłorocznego Kongresu.

prof. Tomasz Szlendak

socjolog

Przede wszystkim kongres uruchomił i rozruszał samych kongresowiczów. Pozwolił się policzyć ludziom, którym zależy na kulturze. Jest nas zdumiewająco dużo i mamy znaczną moc przeorywania polskich umysłów. W prasie, Internecie, telewizji i w radiu mnóstwo się o kongresie mówiło, a to przekłada się na klimat prowadzący do przemian finansowania kultury. Było na kongresie co najmniej dwóch ministrów, którzy mają pewien wpływ na podział budżetu państwa. Uczestnicy kongresu wymienili między sobą adresy e-mailowe, zobaczyli się, zatem jest nadzieja, że będą działać skuteczniej. Kongres - o ile wiem - przekonał kilku polityków, że z tzw. ludźmi kultury trzeba się liczyć, bo ich produkt ma wymierną wartość. Pokazał też, jakie różnice dzielą ludzi przejmujących się kulturą. Wiemy po nim, że mówimy innymi językami. Jedni cały czas utyskują na fatalną jakość coraz głupszego odbiorcy, którego trzeba siłą reedukować za pieniądze państwa, a inni starają się twórczo podejść do sążnistych przemian w kulturze i dostosować instytucje do zmienionej rzeczywistości. A konkretne zyski? Nawróciliśmy, zdaje się, jednego wpływowego ekonomicznego liberała - Jerzego Hausnera, drugiego - Leszka Balcerowicza - nie udało się. Powstało przynajmniej kilka wartościowych projektów, choćby badanie aktywności kulturalnej na wsi i w małych miastach. Dowiadujemy się o naszych zasobach kulturalnych coraz więcej, a to znakomity punkt startu dla wszelkich pozytywnych przemian w przyszłości, bo już wiemy, co naprawić, a jutro będziemy wiedzieć jak.

Łukasz Gorczyca

kurator sztuki

Kongres uruchomił nową energię wśród ludzi zaangażowanych w kulturę - twórców i artystów, bo uświadomił chyba wszystkim, że bez systemowych zmian sytuacja kultury może być tylko gorsza. Myślę, że przelał symboliczną kroplę goryczy i sprawił, że rozpoczęło się działanie. Powstało wiele inicjatyw oddolnych obejmujących różne dziedziny kultury, na przykład Obywatele Kultury i apel o przekazanie 1 proc. budżetu na kulturę. Rodzą się też nowe pomysły w poszczególnych obszarach twórczości - choćby Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, które zabiega o zmianę standardów w organizacji życia artystycznego. Nie wiem, czy kongres mógł zrobić więcej - uważam, że udało się bardzo dużo, bo wcześniej brakowało integracji różnych środowisk sztuki. Teraz między twórcami teatru, filmu i sztuk wizualnych zawiązały się kontakty, ludzie próbują działać wspólnie i wywierać naciski. Bo nieprawdą jest, że problemem polskiej kultury są źle zarządzane instytucje i niekompetencja. Instytucje zmieniają się, a ludzie są coraz lepiej wykształceni i przygotowani do zarządzania nią, wielu urzędników chce pomóc.

Nie jestem jednak przekonany, czy ten ruch jest poważnie traktowany przez stronę rządową i polityków w ogóle. Słychać wiele werbalnych zapewnień - wyraźne "tak" premiera dla pomysłu 1 proc, ale nic się nie zmienia. Mam wrażenie, że oglądamy błyskotliwą grę wizerunkową. Politycy nie są świadomi znaczenia kultury ani jej siły sprawczej, nie rozumieją konsekwencji jej niedofinansowania. Być może dopiero następna generacja rządzących będzie traktować kulturę z większą uwagą.

prof. Barbara Fatyga

kulturoznawca, socjolog młodzieży

Moja opinia o zeszłorocznym Kongresie Kultury Polskiej jest ambiwalentna. Uważam, czemu dawałam kilkakrotnie wyraz, że ujawnił on więcej negatywów niż pozytywów, i to nie tyle stanu polskiej kultury, ile jej twórców. Szczególnie tych, którzy lansują się przez duże "T". Jednakże całe zjawisko nie wyczerpało się, na szczęście, w krakowskim spotkaniu. O wiele ważniejsze jest, że Kongres Kultury wywołał ożywienie rozmaitych środowisk, skutkujące między innymi rozwojem różnorodnych badań i ciekawych projektów animacyjnych. Ba! Może nawet odrodzi się w nowej postaci polska socjologia kultury! Można też mieć nadzieję, że nareszcie zmieni się sposób zbierania danych o kulturze przez Główny Urząd Statystyczny, a to już niemało. Dzięki kongresowemu impulsowi w Narodowym Centrum Kultury wraz z zespołem Mojej Polis - interaktywnego systemu monitoringu partnerstwa lokalnego - tworzymy repozytorium danych o kulturze, tzw. Obserwatorium Żywej Kultury.

Beata Stasińska

prezes wydawnictwa WAB

Nie wierzę w kongresy i kampanijny styl działania w kulturze, więc na

krakowski kongres jechałam pełna obaw. Na jego organizację wydano dużo pieniędzy, nie do końca jasne były intencje ministerstwa. Zadałam sobie trud i przeczytałam wszystkie raporty opublikowane przed kongresem. Jeśli chodzi o rynek książki, stworzono rodzaj laurki, w której nie było takiego zjawiska jak spadek czytelnictwa czy katastrofalny stan bibliotek publicznych i księgarń na prowincji. Niewidzialna ręka rynku rozwiązała wszystkie problemy, interwencja państwa nie jest zatem konieczna. Kryzys czytelnictwa jednak jest częścią większego zjawiska, które nazywa się: wykluczanie z uczestnictwa w kulturze. Głośna i bulwersująca wypowiedź profesora Leszka Balcerowicza pchnęła Michała Zadarę, prof. Andrzeja Mencwela i mnie do rozpoczęcia akcji "1 procent na kulturę". Byliśmy zgodni, podobnie jak ponad 300 osób, które podpisały się pod kongresową uchwałą, że nie można prowadzić dobrej polityki kulturalnej przy tak niskim budżecie, jaki mają kolejne rządy w Polsce.

List do premiera, wysłany zaraz po kongresie z prośbą o poparcie postulatu 1 procentu dla kultury pozostawał bez odpowiedzi. Dopiero wybory prezydenckie ożywiły zainteresowanie polityków tematem finansowania kultury. Na jak długo - w dużej mierze zależy od nas. Rok po kongresie wiemy, że rewolucji kulturalnej nie było, zaczęło się za to pospolite ruszenie w środowisku ludzi kultury, w którym rośnie świadomość, że jeśli nie przeprowadzimy reform w edukacji, kulturze i nauce, nie zmienimy stosunku klasy politycznej do tych dziedzin, to nie poradzimy sobie jako społeczeństwo w wyzwaniami cywilizacyjnymi.

Edwin Bendyk

socjolog, publicysta

Kongres Kultury potoczył się w zaskakującym kierunku. Niewątpliwie to spotkanie wyzwoliło olbrzymią społeczną energię, uruchomiło ludzi do działania. Powstał Komitet Obywatelski Mediów Publicznych, który stworzył projekt nowej ustawy medialnej. Z krakowskiego kongresu wyszedł wyraźny sygnał, że w Polsce potrzebne są media publiczne, które realizują misję wolną od politycznych nacisków. Rzeczywistość jest jednak brutalna i dziś nie wiemy, czy po zawirowaniach politycznych ostatnich miesięcy władza będzie chciała kontynuować rozmowę. Dobrym barometrem okażą się działania nowej KRRiT. Kongres dał impuls do powołania Ruchu Społecznego Obywatele Kultury domagającego się zwiększenia nakładów na kulturę do 1 proc. budżetu państwa; pojawił się także ważny apel o stworzenie paktu społecznego dla kultury. W Krakowie panowała atmosfera podobna do tej, jaka towarzyszyła "Solidarności" lat 80. - nastąpiła niezwykła pozytywna mobilizacja społeczna. I nie była efemerydą, nastroje są żywe i dziś. Twórcy chcą dialogu o kulturze także w oderwaniu od jej finansowania. Z ubiegłorocznego kongresu przebił się niefortunny komunikat, że artyści, domagając się wyższych nakładów na kulturę, chcą więcej pieniędzy dla siebie. Tymczasem istnieje prawdziwa potrzeba strukturalnego wsparcia, które wzmocni także tych, którzy byli w Krakowie nieobecni - na przykład przedstawicieli ruchów niezależnych.

Michał Zadara

reżyser

Jeżeli celem ministerstwa było zaktywizowanie środowiska na Kongresie Kultury - to trzeba uznać, że zakończył się pełnym sukcesem, i stał się cezurą w historii środowisk twórczych w Polsce. Ich część, która nie była dotąd zorganizowana - zaczęła nadrabiać zaległości. Te inicjatywy nie są w kontrze do ministerstwa, na przykład Forum Obywatelskie Teatru Współczesnego, ruch przeciwko administracyjnemu skostnieniu teatrów, zyskał patronat ministra kultury. Bogdan Zdrojewski potraktował forum jako kontynuację kongresu, przez co nabrało wiatru w żagle. W Krakowie spodziewałem się większej dyskusji na temat doktryn prywatyzacji i decentralizacji, ponieważ to są dziś największe zagrożenia dla powszechnego dostępu do kultury wysokiej. Na polskiej scenie politycznej bardzo silny jest nurt neoliberalny, niezainteresowany rozmową o ideach, skupiający się na ekonomii i bogaceniu. Kultura temu nurtowi nie jest do niczego potrzebna, a wręcz może przeszkadzać. Żałuję, że obywatelski projekt ustawy medialnej złożony w Sejmie został zlekceważony przez Platformę Obywatelską, która wspierała go na początku. Ale skoro nadal zajmuje się nim komisja - to można mieć nadzieję, że nie cały wysiłek był na darmo.

Jan Klata

reżyser

Przyjechałem do Krakowa pełen podejrzliwości wobec władz. Wiele wypowiedzi, w tym Leszka Balcerowicza, świadczyło, że będzie to impreza pod hasłem "sztandar kultury wyprowadzić", bo w dobie jakże dynamicznie rozwijającej się gospodarki rynkowej trzeba nam przejść na samofinansowanie a la "Armagedon". Tego nie ogłoszono. Ale wyszło na jaw, że ojciec naszej reformy gospodarczej - podobnie jak kilku innych butnie wypowiadających się polityków i ekonomistów - nie ma zielonego pojęcia o kulturze. Bez mecenatu nad sztuką - ginie naród, rozpada się społeczeństwo. Wspieranie teatrów, muzeów, filharmonii, bibliotek jest długoterminową inwestycją w spójność państwa i poczucie wspólnoty.

Zaniechanie w tej dziedzinie to polityka w dłuższej perspektywie samobójcza. Ale kto z naszych mężów stanu spogląda dalej niż do następnej kadencji? Na najwyższym szczeblu władzy brakuje dalekosiężnej wizji, myślenia strategicznego. Tzw. wola polityczna nie istnieje na polu kultury, najprawdopodobniej całkowicie spełniła się już w Orlikach (skądinąd pożytecznych). To samo dotyczy mediów. Państwu powinno zależeć na publicznych nadawcach, którzy pomagają kształtować świadomość społeczną. Tymczasem w tzw. publicznej telewizji trwa jedna wielka przerwa na reklamy, a ludziom władzy zależy na... władzy dla władzy. Aby do jutra.

Oczywiście w Polsce mamy długą tradycję pretensji do całego świata, dlatego muszę się uderzyć w piersi własnego środowiska. Za mało od siebie wymagamy. Widzę dużo lenistwa, traktowanie teatru jako instytucji, która zapewnia zapomogę socjalną, gdy zarabia się głównie na boku. Za dużo przypadkowych ludzi "trwa" na scenie i w okolicach, symulując poświęcenie. Wielkie słowa skrywają małe interesy. Rok temu w Krakowie mówiono o reformie. Jest potrzebna, odczuwam to bardzo mocno, pracując w niewydolnym, przerośniętym etatami systemie teatralnym. Od 1989 r. w tej sprawie nic nie zrobiono. Po kongresie również. Ministerstwo Kultury zapowiedziało szereg sensownych zmian, które natychmiast spotkały się z betonowym oporem części środowiska. Jeszcze przed rozpoczęciem kongresu wiadomo było, że będą kolejne budżetowe cięcia. Teraz też w niektórych teatrach tak się dzieje. Doraźne cięcia to nie reforma. Jutro może być za późno.

Leon Tarasewicz

malarz

Propozycja przygotowania grafik na Kongres Kultury dotarła do mnie za pośrednictwem Narodowego Centrum Kultury, z którym już współpracowałem. Dość często szykuję projekty na zamówienia instytucji i miast, robię to od czasów studenckich. Dwa lata temu przygotowałem oprawę graficzną dla Europejskiego Roku Dialogu Międzykulturowego i teraz też podjąłem się przygotowania grafik, logo, plakatów specjalnie z myślą o tym wydarzeniu.

Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, jak projekty zostały wykorzystane w praktyce - dla mnie najważniejsze było, by kolorowe kompozycje, oglądane z oddalenia, budziły skojarzenia z polską przeszłością. Chciałem jednocześnie nawiązać do tradycyjnych haftów, wzornictwa ludowego, kobiecych chust i połączyć ten czas miniony ze współczesnością, z nowym obrazowaniem w naszym malarstwie. Na kongres nie pojechałem, bo byłem zajęty malowaniem muralu w Bielsku-Białej, pogarszała się pogoda i każdy dzień był dla mnie cenny. W ogóle uważam, że nie powinno mnie tam być. Kiedy się wyprawia wesele, wiadomo, kto musi się pojawić wśród gości. Dostałem zaproszenie do Krakowa, ale ja jestem człowiekiem od malowania i tym się zajmuję. Obradowanie to nie mój świat i nie pcham się na podobne okazje. Mam tyle pracy... Ostatnio przygotowałem instalację dla Białegostoku, byłem we Włoszech, właśnie otworzyłem instalację w Złotej Bramie w Kijowie. Tylko w lipcu mogłem na dwa tygodnie wyjść z domu. Proszę mnie nie pytać, co było rok temu, pamiętam to jak przez mgłę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji