Artykuły

Plotka o "Wyzwoleniu"

Upał wypłoszył wszystkich z Warszawy, a mnie akurat wypadło tam wrócić. Właściwie rzeczy sierpniowe jeszcze się nie zdążyły zacząć, natomiast dużo plotek z lipca. Głównie o "Wyzwoleniu", jakie w Teatrze Polskim zaprezentował na koniec swego pierwszego sezonu przy ulicy Karasia dyrektor Kazimierz Dejmek. Nawet Bożena Krzywobłocka Zdobyła się w "Rzeczywistości" na tyle komplementów szczegółowych, że jej całościowa rezerwa wobec spektaklu wypadła w efekcie dość wątlutko. Sam oczywiście przedstawienia jeszcze nie mogłem oglądać, bo Teatr Polski aktualnie na urlopie. Lektura cudzych recenzji każe mniemać, że widowisko odległe od recepty Konrada Swinarskiego, iżby tekst Wyspiańskiego interpretować w całości, natomiast jakby bliższe metodyce Hanuszkiewicza, który wprowadził w warszawski obieg modę inkrustowania oryginału aluzyjnymi wtrętami dzieł obocznych. Trzeba samemu zobaczyć, iżby efekt tego ocenić...

No i iżby przeżyć dreszcz uczestnictwa w tym, co rozgrywa się już nie na scenie lecz na widowni. Środowiskowa plotka głosi, że na premierze grupa teatromanów powitała gorączkową owacją aktorkę Balińską, chyba biorąc ją za Halinę Mikołajską. Równowagę przywróciła sytuacja na jednym z kolejnych przedstawień, kiedy to aktorka Hermanówna zainkasowała cios w nos pomidorem, chyba również za Mikołajską. Ostatni incydent odbywał się przy krzykliwym akompaniamencie politycznych enuncjacji ze strony garstki widzów, których Dejmek w wypowiedzi dla "Rzeczypospolitej" określił mianem... filologów, protestujących przeciwko naruszeniu tradycyjnej warstwy tekstowej "Wyzwolenia". Kilku z tych polonistów zostało zresztą przytrzymanych przez energicznych maszynistów teatralnych. Ponoć start do tak owocnego sprintu ćwiczyli oni na ekscesach, które w tymże teatrze wyczyniali przed pół rokiem inni widzowie, wyklaskujący z kolei Stanisława Mikulskiego. Czyli nie ma tego, co by na dobre nie wyszło...

Zaś powracając do tonu serio, zasługuje na refleksje praktyku, którą Dejmek czyni u siebie regułą: każda premiera jest demonstracją aktorskich gwiazd, które scalają się w sceniczny kolektyw. W "Wyzwoleniu" to Englert, Dmochowski, Mikołajska, Mrożewski, Szczepkowski, Machowski. Podobnie kształtowała się rzecz przy poprzednich premierach. Tymczasem u konkurentów stale pokutuje XIX-wieczna puścizna, stanowiąca, że na nieboskłonie świecić lubi jedna, co najwyżej dwie gwiazdy, za tło mając szarzyznę komparsów. Próbował z tym walczyć Warmiński, próbował Hubner. Nie dali rady. Magia Dejmka zasadza się na tym, że aktorzy oddają mu w pacht samych siebie, zezwalając by nimi rządził w stopniu absolutnym. Kto wie, czy nie w tym właśnie tkwi sekret jego sukcesów. Tylko w czym z kolei sekret, że oni tacy ulegli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji