Artykuły

Dynamit jest głodny

- Cieszę się z tego wyróżnienia. Nie należy jednak zapomnieć o tym, że to jest subiektywny spis aktorów. Wyróżnienie traktuję w pewien sposób jako potwierdzenie słuszności moich dotychczasowych wyborów - mówi MATYLDA PODFILIPSKA, aktorka Teatru Horzycy w Toruniu, wyróżniona przez Jacka Sieradzkiego w jego Subiektywnym spisie aktorów.

Rozmowa z z MATYLDĄ PODFILIPSKĄ, aktorką Teatru Horzycy, wyróżnioną ("na fali") w subiektywnym spisie aktorów Jacka Sieradzkiego [opublikowanym w wortalu e-teatr.pl]:

Do Torunia trafiła Pani już na IV roku studiów. Skąd ten pośpiech?

- W Łodzi zagrałam w "Miesiącu na wsi", który reżyserował Andrzej Bubień. Ściągnął mnie do Torunia, bo potrzebował kogoś do roli w spektaklu "Marat/Sade". Pasowałam. 1 stycznia 2003 roku jeszcze jako studentka podpisałam już umowę z Teatrem Horzycy.

Wchodziła Pani do zespołu, w którym większość aktorów była starsza. Trudno było się odnaleźć?

- Każdy aktor przez to przechodzi. Koledzy i koleżanki chętnie dzielili się ze mną tajnikami pracy. Pani Żula Melechówna szczegółowo tłumaczyła mi, jak się robi makijaż sceniczny. Teraz jednak coraz więcej jest sztuk, w których idzie on w odstawkę.

Jacek Sieradzki porównał Panią do dynamitu. Czy takie określenie dodało Pani skrzydeł, czy też podchodzi Pani do tego z rezerwą?

- Cieszę się z tego wyróżnienia. Nie należy jednak zapomnieć o tym, że to jest subiektywny spis aktorów. Mam tego świadomość. Super, że doceniono to, co jest dla mnie ogromnie ważne, i co zrobiłam w ostatnich miesiącach. Wyróżnienie traktuję w pewien sposób jako potwierdzenie słuszności moich dotychczasowych wyborów.

Jakich?

- Dotyczących tego, w co warto wgłębiać się na scenie. Świetnie, że jest to wartościowe jeszcze dla kogoś.

I "Przedostatnie kuszenie Billa Drummonda", i "Caritas. Dwie minuty ciszy", które wymieniono w uzasadnieniu, to specyficzne spektakle. Inne od tego, co zazwyczaj możemy oglądać w toruńskim teatrze...

- Trudno nazwać je sztuką w klasycznym rozumieniu tego słowa. Obie nie mają ani prostej formy, ani prostego przekazu. Nie są miłe, łatwe i przyjemne, ale za to są bardzo ważne. Również dla mnie.

Czy udział w tych przedstawieniach sprawił Pani dotychczas najwięcej satysfakcji na scenie?

- To nie tak. Po prostu od tego, co zapoczątkowałam grając w "Przedostatnim kuszeniu...", nie ma już odwrotu. A praca nad "Caritas" była konsekwencją tego wyboru. Cieszy mnie to, bo nie każdy spektakl daje mi takie możliwości.

W Toruniu oprócz pracy w Teatrze Horzycy współpracuje Pani również z Teatrem Wiczy, udziela się Pani w filmowych projektach Marcina Gładycha... Szuka Pani dla siebie miejsca? Oddechu?

- Aktor nie może się ograniczać. Dla mnie ograniczenia wynikają z możliwości czasowych i logistycznych. Nie mogę robić wszystkiego, bo nie będę tego robiła dobrze, ale nie potrafię ograniczać się tylko do jednej rzeczy.

Jest grupa aktorów, którym wystarcza granie przez wiele lat ról drugoplanowych...

- Może mają inne potrzeby związane z zawodem? Może świadomie czy nieświadomie nie chcą się przyznać do tego, że mają mniej szczęścia w doborze ról. Dużo od tego zależy. Aby rozwijać się w teatrze, trzeba otrzymać szansę.

Nie chodzi tutaj o wiek i głód czegoś nowego?

- Chyba nie. Jestem coraz starsza, a mój głód nie przechodzi. Liczba form, w które chciałabym wejść, jest ogromna. Wiek raczej tego nie zmieni.

Matylda Podfilipska pochodzi z Łodzi. Ukończyła Liceum Muzyczne w klasie skrzypiec oraz Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną. Wystąpiła m.in. w filmie "Julia wraca do domu" Agnieszki Holland. We wrześniu będzie można ją podziwiać w Teatrze Horzycy w "Eine kleine Nachtmusik".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji