Artykuły

Dreptaki bez liryki i finezji

"Rodzina Dreptaków" w reż. Jerzego Satanowskiego z Teatru Na Woli w Warszawie na XXVI PPA we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Bohaterowie spektaklu warszawskiego teatru Na Woli przeszarżowali. Trochę za dużo było w "Rodzinie Dreptaków" grubego, koszarowego humoru, za mało liryki

"Rodzina Dreptaków" Jerzego Satanowskiego nie łamie konwencji spektaklu z piosenkami, nie odkrywa na nowo języka komedii. Z pewnością też nie jest nowofalowa scenograficznie. Na scenie jest po bożemu i kabaretowo - ściany w kolorze sepii, nostalgiczne mgły płynące skroś drzwi, paprotka na szafie i wwiercająca się piskiem w fonosferę spektaklu komórka Dreptakowej (Krystyna Tkacz), tudzież dres z paskami Dreptaka-juniora (Mariusz Kiljan) jako sygnały współczesności.

W konwencjonalnym świecie przy rodzinnym, suto kropionym wódeczką stole brylują opóźnione w rozwoju wyrostki - synowie domowego tyrana Dreptaka (Wojciech Wysocki). Ni to księcia z bajki, ni to gamoniowatego pisarza, czasem chłopka-roztropka. W poniedziałek w Imparcie oklaskiwano gorąco bohaterów Andrzeja Waligórskiego. W ułożonych w kalejdoskop śpiewanych scenkach, śmiało posługujących się konwencjami groteski, dziewczynki truły rodzinę sromotnikami, gimnastykując się na scenie niczym postarzałe Czerwone Kapturki z erotycznych kreskówek. Synkowie despoty głównie uprawiali apoteozę wódki. Pani domu trzepaczką łagodziła obyczaje.

Nic wielkiego z tego nie wyszło. Puenty przekonujące, że czasem lepiej posłużyć się głową niż dupą, mogą śmieszyć, ale wydają się dziś bardziej banalne niż kiedykolwiek. Bardzo żałowałem, że Satanowski wpiął do programu "Rodziny Dreptaków" zaledwie trzy pieśni liryczne, z których zamykająca spektakl "Wyspa" naprawdę ściskała za gardło. Sugestywnie, subtelnie zaśpiewana przez Wysockiego przypomniała na chwilę tę ciekawszą twarz poety: "A gdy się chce tam dopłynąć,/ Jest tylko jedna jazda,/ Gdyż jeden jest kierunek/ I jeden mały bilet,/ Więc po swój biedny pakunek/ Niebawem się pochylę/ I opuszczę swą izbę/ Bez słów i bez powrotów,/ By popłynąć na wyspę/ Do czarnego namiotu". Podobnie zabrzmiały dwa miłosne duety Wysockiego i Tkacz.

Zabrakło w spektaklu Jerzego Satanowskiego finezji. "Rodzina Dreptaków" nie wspięła się na poziom piosenek Przybory i Wasowskiego - absolutnych mistrzów konwencji. Pewnie dlatego, że reżyser dość mechanicznie połączył erotyczno-alkoholowe wyczyny Dreptaka ze skatologicznymi bajkami Babci Pimpusiowej, np. o dmuchaniu żaby. Sala to oczywiście kupiła, ale nie wydaje mi się, aby nawet satyryk chciał, żeby to było clou jego dzieła. Widzom bardzo podobali się śpiewający artyści, zwłaszcza gromadka Dreptaciątek: Kinga Ilgner, Magdalena Piotrowska, Mariusz Kiljan i Marcin Przybylski. Mnie też.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji