Artykuły

"ACHILLES l PANNY" A.M. SWINARSKIEGO

BIEŻĄCY repertuar naszego teatru, stojący pod znakiem "wesołych" sztuk, budzi raczej smutne refleksje. Już tak się złożyło, że po "Ciotce Karola" opartej na przebraniu, poszedł "Achilles i Panny", oparty na podobnym chwycie komicznym. Po farsie przyszła "komedia pozornie cyniczna", która zyskałaby na wartości - takie są paradoksy sceny - gdyby była również bardziej farsowo ujęta. Tymczasem ambitna Grupa Teatralna Zrzeszenia Studentów i Absolwentów z reżyserem, art. dram. Krystyną Ankwicz na czele porwała się na takie ujęcie widowiska, któremu z różnych powodów nie mogła podołać.

Przede wszystkim sztuka uległa takiemu złagodzeniu, podobno ze względów na moralność publiczną, że straciła cały swój sens sceniczny, jeśli nie również i artystyczny. Rozładowywanie koturnu klasyki starogreckiej ma już swoją dłuższą tradycję w teatrze europejskim i taka "Piękna Helena" w offebachowskim, hemarowskim, czy też Ref-renowskim ujęciu przestała dawno gorszyć ludzi. Okrawanie jurnej i szokującej farsy nie podnosi jej wartości artystycznej, lecz robi z niej nudną piłę, której ostatnią racją bytu może być tylko świetne zagranie i staranne wystawienie.

Jeśli idzie o wystawienie "Achillesa" to wiele rzeczy wskazuje na to, iż włożono w nie wiele starań. Dekoracje Jana Smosarskiego są udane, kostiumy również nie budzą zastrzeżeń, były dość wierne w charakterze i zręcznie stylizowane o barwach soczystych i harmonijnych. Wiele włożono pomysłowości w grę świateł i ten, czyje to dzieło, zasługiwałby na wymienienie w programie, tak jak słusznie wymieniono ilustrację muzyczną B. Maciejewskiego. Wreszcie - jest to tajemnica poliszynela - p. Ankwicz włożyła w przygotowanie aktorskie tego przedstawienia całe morze wysiłków.

Niestety to wychodzenie z siebie nie na wiele się przydało, gdyż poza pierwszym błędem poczynionym w doborze sztuki, której intencji nie dało się uszanować, poczyniono drugi błąd przez posłużenie się nazbyt niedoświadczonymi aktorsko osobami dla większości pierwszoplanowych ról oraz przez nie bardzo szczęśliwą obsadę pozostałych.

Z młodzieńczych sześcioraczków tylko p. Ina Sobieniewska jako Deidamia miała i wdzięk osobisty i obycie ze sceną, obok niej obronną ręką wyszła jeszcze tylko Kinga Kalińska dzięki ujmującej powierzchowności i dobrym zadatkom scenicznym. P. Barbara Łubieńska ma już za sobą udatne role charakterystyczne i w tej sztuce mogła się podobać tylko jako Ruda, uwiedziona kucharka. W roli Alfy nazbyt upodobniała się do Bety, Gammy i Delty, jeśli tą następną literą greckiego alfabetu nazwiemy Pytona, którego grał Bogusław Maciejewski, który swobodnie porusza się na scenie, ale wciąż dziwnie mięsi wargami słowa, tak iż wracają mu bardziej do gardła, niż idą na widownię. Wymowa, dykcja, jest może jedyną rzeczą, której każdy kandydat na scenę (z p. M. Czerniczem na czele) może się i powinien nauczyć, nie uciekając się do krańcowych sposobów stosowanych przez Demostenesa. Po to tylko, jak również i po inne wiadomości, np. jak się trzeba trzymać w życiu czy na scenie, (to zwłaszcza pod adresem Mirry) p. Danuta Step, czy poruszać, (a to pod adresem innych liter greckich z Beta na czele) p. Hanka Walton, trzeba najpierw pójść do Warsztatu Teatralnego Młodych na dobry rok lub dwa, a potem odważyć się na występ w teatrze zawodowym, grając z aktorami zawodowymi.

W tym zestawieniu wyjątkowo dobrze wypadł Feliks Stawiński jako Odys, w czym pomogło mu długie otrzaskanie się z teatrem i wrodzony takt, aby nie wypaść z roli. Tym razem W. Prus-Olszowski jako fajtłapa Likomedes (Duduśka) dał rolę słabiej opracowaną od wielu jego poprzednich, a jeśli idzie o kreację pierwszej poetki greckiej, rodzaju helleńskiej Madame Dudevant, to w ujęciu p. Eugenii Magierówny nikt by się nie domyślił, że chodzi o Safonę, jakby ją kto nie skarykaturyzował.

Według Jana Parandowskiego "Boginka morska Tetyda była tak piękna, że Dzeus i Posejdon, kiedy byli jeszcze kawalerami, ubiegali się o jej rękę". Nie mniej wyszła za człowieka, księcia tesalskiego Peleusa i stąd zrodził się Achilles. Rola Tetydy jak ulał dla p. Krystyny Ankwicz, która zresztą w sztuce Swinarskiego ma tylko do zadeklamowania kilka wierszy w stylu młodopolskim. Cóż, kiedy zmożona wysiłkami nad zmontowaniem tego przedstawienia i zdegustowana zapewne jego wynikami świetna recytatorka wierszy Leśmiana była ze sceny zaledwie słyszalna i mówiła wiersze tak bez serca i monotonie, że zdawało się, iż płyną z nagrania na taśmie.

Choć tyle na scenie młodości, krzyku i niekiedy ruchu, całość zyskałaby na przyśpieszeniu tempa i na większym zróżniczkowaniu tych pięciu "zapomnień się" z Achillesem, które w obecnym ujęciu stwarzają wrażenie zbytniej monotonii. Jest to właściwie pierwsze całowieczorowe przedstawienie dramatyczne urządzone pod firmą Grupy Teatralnej Zrzeszenia Studentów i Absolwentów. Z wyciągnięcia ostatecznego wniosku z tej próby wyręcza nas mądrość narodów - przysłowie: "Pierwsze koty - za płoty". Może po nich przyjdą bardziej udane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji