Artykuły

Tragedia buffo

"Płatonow", młodzieńczy debiut Antoniego Czechowa, opublikowany został dopiero po jego śmierci. Pisarz nie chciał podobno odkrywać matecznika wykorzystywanych w późniejszych utworach literackich schematów, motywów i postaci. Ich obfitość pozwala wykroić z dramatu kilka przedstawień, granych w skrajnie różnych tonacjach - tragicznej i komicznej. Jerzy Jarocki przystępując do realizacji dramatu we wrocławskim Teatrze Polskim myślał o komedii. Potem okazało się, że "Płatonow" to sztuka tajemnicza, jak tajemniczy jest sam tytułowy bohater. Kabotyn czy ofiara autodestrukcji? Komediant czy tragiczna postać z zadatkiem na Hamleta?

Te pytania narastają z wolna w czarnej i pustej przestrzeni sceny, tak jak powoli wypełniają salon generałowej Wojnicew meble i postaci. Jak w duchocie letniego popołudnia leniwie plotą się ludzkie losy i prządą w jeden wątek uczucia bohaterów. W tej pozornie stonowanej aurze czekają oni jednak na Płatonowa (Jacek Mikołajczak) równie niecierpliwie jak na obiad. W końcu tytułowa postać objawi się wszystkim jako mężczyzna o frapującym kobiety głębokim głosie, z równie intrygującą przeszłością, w której każda z nich ma udział. Nigdzie nie bywa, a wszystkich zna - mówią o nim. To nadzwyczajny człowiek albo łajdak - szepczą oszołomione.

Mężczyźni odpowiadają, że łajdak, ale przemawia przez nich zazdrość. Choć trzeba przyznać, Płatonow robi wszystko, by mieli rację. Ośmiesza rozkochaną w nim nauczycielkę Marię, razi wszystkich cynicznymi uwagami. Gdy pojawią się zdolny do wszystkiego koniokrad Osip, gardzący ojcem paryski bawidamek Cyryl, pomiatający służbą Sergiusz - klimat okrucieństwa narasta. Jak cień czarnej chmury pojawia się na scenie wątek zadłużonego dworu. Publiczność, którą reżyser otoczył dwoma podestami i na serio wprowadził do salonu - jest unurzana w tym błocie po uszy.

Cyniczny pancerz Plafonowa rozpuszcza dopiero alkohol. Gdy wśród lampionów przetoczy się taneczny korowód, znikną amatorzy nagiej kąpieli, pogasną sztuczne ognie - oglądamy człowieka świadomego swej nędzy. Rozdartego między miłość do żony Saszy - łączącej młodzieńczą zmysłowość z naiwnością uczuć (znakomita Jolanta Fraszyńska) i sentymentem do generałowej (Halina Skoczyńska) - dojrzalej i inteligentnej kobiety, która uderza do głowy jeszcze mocniej niż wódka. Jest jeszcze żona Sergiusza, Sonia. Ale nawet jeśli tej nocy Płatonow rozbije dwa małżeństwa, nie zrobi tego z wyrachowania, lecz by sic zemścić na sobie i pokazać, że jego cynizm ujawnia tylko zło i słabości innych.

Grany we wspaniałej scenografii Andrzeja Witkowskiego drugi akt, z przecinającymi scenę torami i majaczącym w oddali sosnowym lasem wieńczy mocny finał. Sasza rzuca się pod pociąg, który za chwilę zmiecie ją falą świateł. Napięcie rośnie. Niestety, trzeci akt jest już jak opadający pośród drgawek i konwulsji balon. Spektakl słabnie, podobnie jak rola Jacka Mikołajczaka, popadającego coraz częściej w manieryczny szept. Dwa czarne podesty świecą pustkami, a za rampą, w salonie - toczy się już nawet nie komedia, lecz farsa. Z trupem głównego bohatera w finale.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji