Artykuły

Dwie twarze Płatonowa

Gdańska wizyta Teatru Polskiego z Wrocławia z przedstawieniem "Płatonowa" w reżyserii Jerzego Jarockiego miała miejsce przed kilkoma dniami, ale jej echa pobrzmiewać będę jeszcze długo. Bo było to prawdziwe artystyczne wydarzenie. A prawdziwe artystyczne wydarzenia są, niestety, w życiu kulturalnym Wybrzeża coraz rzadsze, choć to życie jest dość bogate i barwne.

Aż trzy lata musieliśmy czekać na gościnny spektakl głośnej już inscenizacji, w której tytułową rolę kreuje gdańszczanin, Jacek Mikołajczak. I kto wie, czy nie czekalibyśmy nadal, gdyby nie zbieg szczęśliwych okoliczności: jubileuszowy sezon Teatru "Wybrzeże" i II Bałtyckie Forum Teatralne organizowane przez Nadbałtyckie Centrum Kultury. Obie instytucje połączyły siły i sprowadziły zespół Teatru Polskiego z dwoma przedstawieniami: "starym" już "Płatonowem" i powstałą kilka miesięcy temu realizacją "Płatonow - akt pominięty". Te dopełniające się wzajemnie, choć zupełnie różne spektakle, pokazane dzień po dniu, ułożyły się we wspaniałą teatralną dylogię i niezwykłą ucztę dla teatromanów. Żałować jedynie można, że nie udało się już - a był taki zamysł - dołączyć do tego "Płatonowa" w reżyserii Krystiana Lupy. Ale może jeszcze kiedyś do tego dojdzie. W każdym razie - warto się o to postarać, nawet kosztem rezygnacji z innych, też kosztownych, a nie zawsze wartych zachodu, przedsięwzięć.

O "Płatonowie" Jerzego Jarockiego napisano i powiedziano chyba już niemal wszystko. Jarocki, jeden z nielicznych dziś już mistrzów teatru, każdą nową realizacją przyciąga uwagę, wywołując też spory i dyskusje. "Płatonow", którego premiera odbyła się na początku października 1993 roku, tradycyjnie podzielił krytyków i publiczność na entuzjastów i tych, którzy mimo uznania zachowali wobec przedstawienia pewien dystans. Ten dystans dało się też odczuć w reakcji gdańskiej widowni po opadnięciu kurtyny we wtorkowy wieczór. Nie było owacji, nie było oklasków na miarę zachwytów, jakie dało się słyszeć w antraktach, w kuluarach.

Inaczej stało się następnego wieczoru: "Płatonow - akt pominięty" spotkał się z przyjęciem bardzo gorącym, zaś swoją aprobatę widzowie wyrazili oklaskami na stojąco.

"Płatonow - akt pominięty" nieduży spektakl skrojony z części tekstu odrzuconego w "Płatonowie", jest przedstawieniem, które może istnieć samodzielnie, ale zyskuje w zestawieniu z tą dużą inscenizacją. Dopełnia ją, rzuca nowe światło na pewne sytuacje, wzbogaca naszą wiedzę o postaciach. Tytułowym bohaterem w "Płatonowie" jest Jacek Mikołajczak, a w akcie pominiętym - Mariusz Bonaszewski. Każdy z aktorów znalazł inny klucz do tej postaci. Płatonow Mikołajczaka i Płatonow Bonaszewskiego różnią się zasadniczo, a różnica ta nie ma wiele wspólnego z innymi warunkami zewnętrznymi obu artystów. I ta właśnie odmienność w podejściu do centralnej postaci dramatu, możliwość skonfrontowania różnych spojrzeń na tę samą osobę jest czymś bodaj najcenniejszym, co widz zyskuje po obejrzeniu obu przedstawień. Obu - świetnie przez Jarockiego pomyślanych, precyzyjnie zakomponowanych, doskonale obsadzonych, powściągliwych w ekspresji i emocjach, nie odrzucających własnej teatralności, lecz znakomicie ją wygrywających dla pogłębienia treści i znaczeń tekstu (wspaniałe "etiudy" z lokajami!). O tym wszystkim jednak już powiedziano dosyć, analizując poszczególne elementy tej kolejnej dokonanej przez Jarockiego inscenizacji Czechowa. A tymczasem zestawienie "Płatonowa" i "Płatonowa - aktu pominiętego" rodzi pytanie, który z tych Płatonowów bardziej przekonuje, którego łatwiej nam zaakceptować, który - mówiąc banalnie - bardziej nam odpowiada, bardziej się podoba?

Nie potrafię wybrać, bo ciekawe wydały mi się obie interpretacyjne propozycje, z których żadna nie sprzeciwia się duchowi sztuki Czechowa. A sztuka ta - co znakomicie pokazuje Jarocki w "Płatonowie" - to dramat pustki, nudy i poczucia bezsensu. W takiej atmosferze ktoś, kto jak wiejski nauczyciel, Michał Płatonow, wyrywa się z tła, osiąga towarzyski sukces. To nieważne, że z owego tła wyróżnia go brud, alkohol, elokwencja, skłonność do prowokacji i nieeleganckich zachowań. Salon, a zwłaszcza kobiety szaleją na jego punkcie, kreują na idola, a on tę rolę przyjmuje z całą świadomością marności otoczenia, sytuacji i własnej osoby. Płatonow Mikołajczaka jest cynikiem nie znającym skrupułów i błaznem, który podtrzymuje własny mit kolejnymi romansami, na które po prostu przystaje, bo na inicjatywę zdobywać się nie musi. Jest figurą stworzoną przez salon - na jego obraz i podobieństwo. Ironiczny dystans wobec samego siebie to cecha znamionująca Płatonowa, którego gra Jacek Mikołajczak, a ta ironia, to traktowanie siebie i całej reszty niezbyt poważnie, dobrze się mieści w tragikomicznej tonacji całego dramatu.

O ile Płatonow Mikołajczaka egzystencjalne rozterki skrywa za narzuconą mu rolą salonowego lwa i maską autoironii, to Płatonow Mariusza Bonaszewskiego zmaga się z losem zdecydowanie tragicznie. Ta postać wyraźnie jest naznaczona bólem beznadziejnej, bezwolnej egzystencji, oceniająca siebie i otoczenie z tragicznej perspektywy. Poczucie własnej śmieszności i poczucie tragizmu - to dwie próby ukazania Płatonowa, który choć jest bohaterem tytułowym, tak naprawdę istnieje dzięki kobietom, które się za nim uganiają i kreują go na kogoś wyjątkowego. Dlatego żeńskie role są tu tak ważne, w obu przedstawieniach obsadzone identycznie i zagrane tak znakomicie, że aż prowokują do zmiany tytułu z "Płatonowa" na... "Kobiety Płatonowa". A kobiety te to - przypomnijmy: żona Sasza (Jolanta Fraszyńska), generałowa Anna (Halina Skoczyńska), Maria Greków (Jolanta Zalewska), Sonia - (Ewa Skibińska) i pokojówka Katarzyna (Kinga Preis).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji