Artykuły

Podróż z podbitym okiem

- Kiedyś, w jakiejś knajpie na telebimie zobaczyłem scenę z filmu "Światła wielkiego miasta" z towarzyszeniem ostrej, współczesnej muzyki i to mnie zachwyciło. Poczułem, że jest w tym zawarty ogromny ładunek znaczeń. Zobaczyłem nie tylko historyczny film Charliego Chaplina, ale jakąś metaforę - mówi reżyser PIOTR CIEPLAK przed premierą spektaklu "Charlie bokserem" na Scenie Kameralnej w Sopocie.

Z Piotrem Cieplakiem [na zdjęciu], reżyserem spektaklu "Charlie bokserem", rozmawia Grażyna Antoniewicz:

Pana poszukiwanie coraz to innych teatralnych sposobów wyrazu zdaje się nie mieć końca...

- Z jednej strony, wydaje mi się, że ciągle śpiewam tę samą piosenkę, że wszystkie przedstawienia, które robię (od pierwszych spektakli po studiach), są zawsze o tym samym. Z drugiej strony, mam takie przekonanie, że nie ma jednego sposobu na teatr, jednej formy, że jest ich nieskończenie wiele...

A "Charlie bokserem"?

- To teatr, którego jeszcze nie robiłem - kolejna przestrzeń, której nie studiowałem do tej pory. Mam wrażenie, że będzie to przedstawienie dla zaawansowanych. To jest trochę taki teatr polifoniczny, gdzie wątki się rwą, a spektakl sam sobie zaprzecza. Widzimy tę samą rzecz od innej strony, tam są zmyłki...

Więc musimy być czujni?

- Widz nie zna dnia ni godziny i na pewno trudno przewidzieć, jaki w tej układance będzie następny koralik. Wierzę jednak, że to się nie kończy jakimś chaosem i bełkotem...

Co Pana zainspirowało do zrealizowania tego spektaklu?

- Kiedyś, w jakiejś knajpie na telebimie zobaczyłem scenę z filmu "Światła wielkiego miasta" z towarzyszeniem ostrej, współczesnej muzyki i to mnie zachwyciło. Poczułem, że jest w tym zawarty ogromny ładunek znaczeń, że jest to strasznie śmieszne, ale zarazem dramatyczne. Zobaczyłem nie tylko historyczny film Charliego Chaplina, ale jakąś metaforę, że to jestem ja, to jest świat, a to jest teatr...

O wielu Pana spektaklach mówiono, że to moralitety...

- W tym sensie wciąż śpiewam tę samą piosenkę. Może to jest duże słowo, patetyczne, jednak wydaje mi się, że "Charlie bokserem" to przypowieść, gdzie punktem wyjścia jest niesłychanie zabawna, burleskowa i cudowna w swojej prostocie scena walki Charliego Chaplina, który postanowił zostać bokserem. Ten jego szturm na światowe ringi został niemal skopiowany, na ile można było odwzorować walkę, do której Charlie staje. Staraliśmy się odtworzyć choreografię i całą lawinę slapstickowych gagów z filmu.

W roli tytułowej wystąpi znakomity choreograf i tancerz Leszek Bzdyl.

- Od początku wiedziałem, że jeżeli się podejmę takiego przedsięwzięcia, to tylko z Leszkiem. Jest nie tylko aktorem tego spektaklu, nie tylko choreografem, ale po prostu współautorem. Robimy to wspólnie - wirujemy w ciemności, niewiedzy i gonimy dalej. Identyfikowałem się z tymi postaciami - groteskowymi, zabawnymi, takimi pożal się Boże.

Co nas czeka podczas tego spektaklu?

- Długa, nie zawsze logiczna, podróż po świecie, której drogowskazami będą dzieła malarstwa, począwszy od Lascaux, a skończywszy na sztuce współczesnej. Podróż z przymrużonym, podbitym okiem.

Nie ogląda się Pan na mody, trendy...

- Komentarze po przedstawieniach czasami nie są zbyt miłe, ale bardzo pracuję nad tym, żeby doraźne konteksty, giełda mody i recenzje nie decydowały o tym, co robię. To nie jest proste i nie jest mi zupełnie obojętne, czy mnie ktoś pochwali, czy powie, że to grafomania. Oczywiście, przeżywam, ale staram się mieć do tego dystans. Ja mam problemy z sobą, z Panem Bogiem, z życiem, a nie z recenzjami czy konwencjami teatralnymi.

Wracając do spektaklu "Charlie bokserem"...

- To dokopywanie się znaczenia, rozgrzebywanie tej sceny będzie miało różne fazy, będzie dotykało czegoś takiego jak rozpacz, absurd, męka, rzeczy niemiłe. Głośno też będzie, ale i pięknie, dowcipnie. Chciałbym, aby ten spektakl służył nadziei, jasności. Nie zamierzam robić przedstawień, po których ludzie wychodzą z ochotą wieszania się, cięcia sobie żył. Nie po to ich zapraszam do teatru, by powiedzieć, że to wszystko co się wokoło dzieje to jedna wielka brednia i koniec świata. Chociaż... świat kończy się od zawsze. Od czasu, kiedy zostaliśmy wygnani z raju. Dostatecznie dużo mamy nikczemności wokoło, a przecież każda chwila, każdy dzień jest czymś darowanym. Czymś wyjątkowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji