Artykuły

Podziw dla dwóch kobiet

W Teatrze Współczesnym możemy obejrzeć kolejne nowe przedstawienie, które świadczy, że zespół skutecznie wyszedł z kryzysów. Przedstawienie toczy się bez większego rozgłosu, choć widzowie już zdążyli puścić o nim w miasto wiele dobrych opinii. Mowa tu o "Samobójstwie" Mikołaja Erdmana w reżyserii Jerzego Jarockiego.

Długo zastanawiałam się, czy jest to komedia, czy tragedia. Potem naszła mnie myśl - jakże to wszystko bliskie humoreskom Zoszczenki. Śmieszność i koszmar. Świetne zabawy słowne, które pozwalają odetchnąć w dusznej atmosferze zaszczucia. Rozgoryczony bezrobotny młody człowiek postanawia popełnić samobójstwo. Akt to intymny, dramat jednej duszy. Szybko jednak staje się znakomitym pretekstem do różnych intryg. Wiele dziwnych osób chce do tego samobójstwa dorobić rozmaite ideologie.

Zdesperowany bohater zostaje postawiony wobec koszmarnej sytuacji - jego śmierć wystawiono na sprzedaż. On jeszcze żyje, a pogrzeb stał już się faktem. Nikt też specjalnie za nim nie płacze, oprócz żony i teściowej. Nie o żal chodzi, ale o jarmark, gdzie sprzedaje się intencje śmierci. Mocne to wszystko, duszące, ale ogląda się bez zniecierpliwienia do końca.

Sytuacja jest przejrzysta, nie przejaskrawiona zanadto, wahadło nie przechyla się zbytnio ani w stronę komedii, ani tragedii. Jedno jest przesłanie - dajcie żyć różnym ludziom, pozwólcie im na własne decyzje, sprzeciwy. Świat się od tego nie zawali.

Podziwiałam grę dwóch kobiet - Geny Wydrych (teściowej) i Krystyny Paraszkiewicz (sąsiadki). Geny Wydrych wciąż zaskakuje mnie swoimi umiejętnościami. Jest dobra w komedii, jako rozśpiewana aktywistka i takaż w dramacie jako zafrasowana matka. Zresztą nieźle śpiewa, więc powinna to robić częściej. Patrzyłam na jej twarz - typowo matczyną, pełną troski, z otwartymi oczami na każdy przyjazny gest. Z nadzieją na polepszenie losu córki i zięcia. Jest cichutką mateczką, która chce brać udział w życiu, ale jako opatrunek na rany, a nie przyspieszacz reakcji. Jest taka, że aż się chce do niej przygarnąć.

Krystyna Paraszkiewicz nic ma w sztuce wielkiej roli, ale jakżeż ją widać. Patrzyłam też na to proste zatroskanie ludźmi, na umiejętność zagrania baby-sąsiadki. Szeroko otwarte oczy nie rozumieją niuansów, ale rozumieją, że każdemu jest potrzebne pomocne ramię. I tak później wszystko kończy się na tych kilku prostych słowach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji