Artykuły

"Rewizor" Jarockiego

Biorąc pod uwagę tradycje scen polskich Jerzy Jarocki miał bardzo trudne zadanie, przystępując do inscenizacji "Rewizora" na scenie Starego Teatru w Krakowie. Spojrzał na tę genialną komedię inaczej, z perspektywy wieku XX, w oparciu o twórczość Kafki, korzystając z doświadczeń Meyerholda.

Co z tego wynikło? Przedstawienie bardzo ciekawe, choć nierówne. Tragiczna groteska, chwilami tragifarsa, i pełna grozy, okrutnej zjadliwej ironii, przechodząca w finale w wielki wymiar romantyczno-symbolicznej metafory. Końcowa scena przedstawienia jest bezspornie najlepsza. Dla niej samej warto ten spektakl obejrzeć.

Jest w niej coś z atmosfery "Balu u Senatora", choć to tylko Bal u Horodniczego. I jest ów mechanizm wielkich schodów, zapożyczony od Szekspira, rozegrany nie na stopniach tronu, lecz u progu więzienia, do którego wtrąca skompromitowanego Horodniczego jego następca.

Przejmujący jest nastrój ostatniej sekwencji. Prószy śnieżek, z dalekiej głębi sceny idzie powoli oficer w mundurze, jak Nemezis dziejów. Zapowiada przyjazd prawdziwego rewizora z Petersburga, który zaprowadzi ład i porządek, zlikwiduje nadużycia i łapownictwo, weźmie wszystkich znowu za mordę. Wraca strach przed władzą, bez którego miasteczko i jego mieszkańcy żyć nie mogą. Tym razem strach przed uczciwą władzą i prawdziwym rewizorem.

Całe przedstawienie rozgrywa Jarocki na tle więzienia. Więźniowie czyszczą dywan Horodniczego na początku przedstawienia i meblują jego mieszkanie. Więźniowie wykonują posługi w jego domu. Przez cały czas spektaklu widoczna jest krata, za którą znalazł się nawet na pewien czas Chlestakow. W więzieniu kończy także swoją karierę Horodniczy. Trafi tam zapewne także Chlestakow...

Cóż zostało z Kafki? Cały świat jako jeden wielki koszmar. Co z Meyerholda? Akrobatyka (biomechanika) Chlestakowa, który wspina się w górę po dziwnej drabince, uciekając w pierwszym akcie przed Horodniczym, kilka pomysłów scenograficznych i groteska w potraktowaniu postaci.

Tak został odczytany przede wszystkim Horodniczy. Jerzy Stuhr gra go ostro, jaskrawo, chwilami w sposób wręcz jarmarczny. Nie traci jednak nigdy kontaktu z realną rzeczywistością, nawet w chwilach rozmarzenia wielką perspektywą petersburskiej kariery. Stuhr wykonał bezbłędnie zamysł reżysera, bo takiego Horodniczego, chytrego, marnego, podłego, chciał Jerzy Jarocki widzieć.

Nieco inna sprawa z Chlestakowem. Jan Korwin-Kochanowski jest młodym, uzdolnionym aktorem. Ma wdzięk i naiwność, lekkość i ładny ruch. Czy to jednak wystarczy, by uzasadnić fakt, że potrafił wyprowadzić w pole kutą na cztery nogi kanalię, która "z trzech gubernatorów durnia zrobiła", oskubał chytrych urzędników i kupców?

Pozostałe role obsadzone są przez wybitnych aktorów i grane po największej części bez zarzutu. Znakomity jest Jerzy Trela w roli kuratora instytucji dobroczynnych. On jeden gra w pełni realistycznie, unika karykatury i groteski, Anna Polony jest przezabawną żoną Horodniczego, rosyjską odmianą pani Dulskiej, Magda Jarosz gra wdzięcznie jej córkę, Jerzy Radziwiłowicz błyska talentem w niewielkiej roli naczelnika poczty Szpekina. Wśród pozostałych wykonawców warto jeszcze wymienić Andrzeja Buszewicza jako kupca Abdulina oraz Zbigniewa Szpechta i Mariana Stankiewicza (Dobrzyński i Bobczyński). Jest to przedstawienie, w którym znać rękę wybitnego reżysera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji