Artykuły

Korupcja jest dziedziczna

Scena to znakomita. Rozegrana bez słów. Akompaniamentem przyszłych wydarzeń jest odgłos trzepanego dywanu. Czyszczą go więźniowie. Potem rozścielą w pokoju, ustawią na nim stół, krzesła. Za chwilę zasiądą na nich miejscowi notable ze swoim przywódcą - horodniczym. Nim to jednak zrobią skradać się będą do drzwi, do okien. Zamkną je szczelnie i sprawdzą raz jeszcze czy nikt nie podsłuchuje.

Tak przygotowana, wyreżyserowana przez Jerzego Jarockiego atmosfera prologu towarzyszy "Rewizorowi", który to spektakl Teatru Starego z Krakowa rozpoczął XVI Warszawskie Spotkania Teatralne. Na atmosferę ową złożył się nie tylko gogolowski tekst, ale i bardzo osobiste, współczesne doń odniesienie twórcy spektaklu. Zacznijmy od tego, co w nim współczesne. Przede wszystkim klimat roboczej narady, na której przedstawiciele miejscowej władzy przygotowują mieścinę na przyjazd petersburskiego rewizora. Jest więc wizytator szkół, który obarczony służbą w oświatowym urzędzie wszystkiego się boi. Jest naczelnik poczty, poznający prawdę o kurator instytucji dobroczynnych, który biednych nie leczy, bo jeśli mają wyzdrowieć to i tak wyzdrowieją - bez leków. I wreszcie trzymający tę całą ludzką menażerię żelazną łapą - najtęższy łapownik i szubrawiec - horodniczy. Prototypy tych postaci można ponoć odnaleźć w niejednej dzisiejszej gminie.

Jest też strach przed ujawnieniem nadużyć, łapownictwa i bezprawia. Skoro jednak towarzystwo jest dobrane, każdy dbając o trwałość swego urzędu starać się będzie nie dopuścić do odkrycia prawdy.

Zdawać by się mogło, że reżyser obsadzając role urzędników najlepszymi aktorami Starego Teatru - (horodniczy - Jerzy Stuhr, Ziemliamka - Jerzy Trela, naczelnik poczty - Jerzy Radziwiłowicz) główną uwagę skupi na mechanizmie funkcjonowania prowincjonalnej władzy. Za taką koncepcją przemawiałaby też decyzja powierzenia roli rewizora Janowi Korwin-Kochanowskiemu, aktorowi młodemu, który w konfrontacji z taką konkurencją okazać się mógł postacią drugiego planu. Tak się jednak nie stało. Proporcje spektaklu zostały wyważone, a wrażenie pierwotne potwierdziło się jedynie przy niefortunnej obsadzie roli tytułowej. Aktor nie podźwignął zadania tworząc postać nieprzekonywajacą, drażniącą, nawet i sztuczną.

W dziele Gogola ta błazeńska postać, mistrz pozoru i brawury, król łgarzy w prowincji fałszu i bezprawia miał być kwintesencją kłamstwa, szalbierstwa, cynizmu i głupoty. Szkoda, że zabrakło takiego rewizora w znakomitym spektaklu krakowskim.

Kończy go świetna scena finałowa, rozegrana zresztą jak poprzednie na tle więziennej kraty. W kamiennych pozach zastygają uczestnicy balu u horodniczego (wśród nich jest także Anna Polony - horodniczyna jakich mało!). Sparaliżowała ich wieść o przybyciu prawdziwego rewizora. Sparaliżowana tragiczną wymową sztuki jest także warszawska publiczność. Decyzja reżysera, który na miejsce aresztowanego horodniczego jako jego następcę powołał postać także skompromitowaną - nie wróży nic dobrego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji