Artykuły

Sukces Jarockiego

ZŁOTE zaiste czasy nastały dla wszelakiej polskiej twórczości dramatopisarskiej. Teatry, otwierając na oścież swoje podwoje, gotowe są przyjąć dziś wszystko, co w tej dziedzinie powstaje nowego. Aktualną ich ambicją jest nie tyle renomowany towar z importu, co scenopis najprawdziwszej rodzimej produkcji, najlepiej zaś z gwarancją prapremiery. Siedzimy echa tego uprzywilejowania. W Warszawie idzie nowy Broszkiewicz. Tam także "Szachy" Grochowiaka spotkały się z rezerwą recenzentów. Wybrzeże wybrało sobie Mrożka. Głośny ze względu na spór o plagiat "Kondukt". Drozdowskiego wzięła Zielona Góra. Ta sama Zielona Góra oraz Wrocław, Bydgoszcz i Katowice są świadkami debiutu Jana Pawła Gawlika. Niezwykle przychylna atmosfera dla twórczości dramatopisarskiej sygnalizuje jej postępujący rozwój.

Czy to z respektu i trochę z bojaźni dla dotychczasowej funkcji autora, który jest znanym (i groźnym!) recenzentem teatralnym w "Życiu Literackim", a może dlatego, żeby uświetnić ponowne (który to już raz?) otwarcie odremontowanej Małej Sceny i nadać jej od początku - zgodny z przeznaczeniem - charakter eksperymentalny, prowokujący do dyskusji... nie wiadomo, dość na tym, że Teatr im. Wyspiańskiego podszedł do premiery "Portretu" Gawlika z dużą rewerencją.

Rzecz pewna, iż dawno nie mieliśmy tak dopracowanego, tak oryginalnego przedstawienia, które aż pęka od niespodzianek interpretacyjnych, Pierwsze brawa - dla reżysera Jerzego Jarockiego! Odnosi się wrażenie, jakoby przedstawienie dostało się w ręce czarodzieja, który dokonał oszałamiającej sztuczki. Przejmując cd autora pomysłową konstrukcję dramaturgiczną, zademonstrował na jej tle swój własny sposób spostrzegania świata ,wizję teatru o bardzo nowoczesnym kształcie. Przedstawienie obfituje w wyrafinowane skróty, które jednak nie wykraczają poza granice realizmu i czytelności. Sztuka Gawlika zasadza się na konfrontacji współczesnego Bohatera z Aktorem, który odtwarza jego losy; losy mówiące o upadku człowieka i mechanizmie, w którym upadek stał się możliwy. A więc teatr w teatrze. Jaremki narzucił wydarzeniom burzliwe tempo i umowność w środkach przekazu artystycznego

Do przedstawienia całego życiorysu Tomasza Baki wystarczyły mu dwa krzesła i cztery deski. Stosownie do sytuacji, zamieniają się one w bar, w stolik kawiarniany, w łódź. Zmianą nastrojów i sytuacji dyryguje bęben, który długo po przedstawieniu huczy w głowie. Aktorzy nie przerywają gry, gdy zachodzi konieczność zmiany dekoracji. Sami przenoszą krzesła i układają deski, pozorując ciągłość wydarzeń. Przez cały czas zachowujemy świadomość, iż jest to zabawa w teatr. Zmusza nas do tego sam Bohater, demaskujący z końca sali niestosowną grę aktorów, przejaskrawienia dokonującego się jego osobistego rozrachunku moralnego. W żadnym miejscu przedstawienie się nie kruszy - jest sprężyste i harmonijne oraz konsekwentne w ekspresji. Istny sztukmistrz z tego Jarockiego!

Ale równocześnie aktorzy okazali się zdyscyplinowanymi współtwórcami tego widowiska i pokazali zwoje rzemiosło od najlepszej strony. Adam Kwiatkowski, jako bohater Tomasz Baka, był doskonały, chociaż miał jeden słabszy punkt: w czasie przeistaczania się z oskarżonego w prokuratora i obrońcę wprowadził za mało dostrzegalne różnice w interpretacji głosu i mimiki. Tadeusz Luberadzki, który z profesora i urzędnika przestawić się musiał kolejno w kelnera i czwartego partnera do kieliszka, wykazał trafne, interesujące przerzuty psychologiczne. Andrzej Antkowiak, aktor o nadzwyczaj czujnej twarzy, w krótkiej scenie skondensował mocny typ pijanego zawalidrogi. W innym charakterze, pijanego desperata, uzupełnił go Jerzy Bielecki. Halina Ziółkowska stworzyła konsekwentny w nastroju typ porzuconej, filozofującej żony. Ciekawym jej kontrastem, na przemian kawiarniano-banalnym i lirycznym, były Ewa Śmiałowska i Leontyna Żabińska. W roli Bohatera wystąpił, kulturalny jak zwykle, Eugeniusz Ławski.

Samoistną wartością przedstawienia jest muzyka Wojciecha Kilara, korespondująca z pomysłowością reżysera. Urszula Gogulska dowcipnie zagospodarowała małą przestrzeń wieszając po prostu wszystkie rekwizyty na sznurach pod pułapem: stosownie do potrzeb ściąga się stamtąd żelazko, telefon, kojec dla oskarżanego itp. I to usposabia do dobrej zabawy.

Jarocki, reżyser o dużej już odrębności artystycznej, przeszedł w tej sztuce samego siebie, rozwijając władczo sugestie tekstu i to zadecydowało o rozgłosie katowickiego "Portretu". Samej sztuce nie brak oczywiście psychologicznej trafności. Autor ma też biegłe wyczucie sceny, ale jego utwór, ocierający się o publicystykę, jest martwy, zimny i ubogi w nowe wartości poznawcze, a także poetyckie. Nie przeraża, nie oburza, nie śmieszy, nie angażuje wyobraźni. Po odrzuceniu formalnej nadbudowy, los Baki przestaje kogokolwiek obchodzić.

Na naszym terenie przedstawienie to jest nowym, śmiałym odejściem od tradycyjnej konwencji teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji