Artykuły

"Przy drzwiach zamkniętych"

POWIEDZ1AŁ ktoś o tej sztuce, że jest to Sartre w pigułce, koncentrat filozofii Sartre'a. Ta bardzo lapidarna definicja jest do przyjęcia jeśli pamiętać będziemy o wynikających z formułkowego ujęcia niebezpieczeństwach uproszczeń.

Sartre w pigułce. Jeśli tak, to trzeba od razu powiedzieć: niebezpieczna to pigułka. Mało w niej pierwiastków leczniczych, dużo trujących. Toksyczność pesymizmu, toksyczność niewiary lub małej wiary w człowieka - to przecież sprawy oczywiste. Bałbym się podawać tę pigułkę ludziom, których spotkał zawód życiowy, którzy niezbyt dobrze znoszą trudy i kłopoty życia. Na nich podziałałaby ona na pewno deprymująco, szkodliwie.

Sartre tworzy pasjonującą metaforę poetycką: wykład jego filozofii odbyła się w piekle. Dziwne to piekło: bez diabłów, bez smoły, bez madejowego łoża. O to idzie. Jesteśmy w pojęciu piekła. A to "piekło - to inni". Piekielne męki trzech osób zamkniętych w jednym pokoju, skazanych na wspólną wieczność, osób z których każda ma na swoim sumieniu poważne wykroczenia moralne (któż z nas jest bez grzechu?), polegają właśnie na tym wzajemnym skazaniu na siebie, na tym, ie każda z nich wie zbyt dużo o pozostałych, na tym że będą ci ludzie zadręczać się nawzajem codziennie, systematycznie, nieubłaganie.

Salacrou powiada, iż ludzie lepiej wyspecjalizowali się w zmienianiu ziemi to piekło niż w niebo. Więcej na ziemi nieszczęścia niż szczęścia? - bałbym się najrozsądniejszych nawet zestawień statystycznych w tym względzie. Od biedy jednak Salacrou jest w tej swojej tezie znośny, choćby dlatego, że nieszczęście jest zawsze głośniejsze, bardziej się reklamujące niż szczęście. Sartre'a interesuje głów nie piekło. Jego katoliccy konkurenci prze chodzą na parafrazę: niebo - to inni.

I tu już ani jedna, ani druga postawa nie jest do przyjęcia. Niedobry jest ani przesadny lęk przed ludźmi, ani przesadna w nich wiara. Nie dobre jest tak krańcowe stawianie sprawy, tak jak niedobre jest umoralnianie człowieka wyłącznie groźbą piekła lub wyłącznie nagroda w postaci nieba. Wydaje mi się, iż o moim szczęściu lub nieszczęściu w dużym stopniu decyduję także i ja sam, nie tylko inni, a prawdziwa decyzja w tym względzie, decyzja, która ma charakter najtrwalszy, a skuteczność najwyższą - nie powinna wynikać ani z lęku przed karą, ani z nadziei na nagrodę, lecz ze świadomości tego co dobre, z umiłowania dobra. Mojego dobra i dobra innych. Świat nie jest aż tak zły, jak to widzi Sartre. Sporo ludzi stawia sprawę także i od strony pytania: jaki to ja jestem dla innych. Dla tych ludzi sartrowskie piekło traci racje bytu nawet w teorii. Wystarczy przymknąć oczy, a świat wyda się nocą - czy to znaczy, iż okrywa go tylko ciemność? Czy ci ludzie idą żywcem do nieba? - nie przesadzajmy w optymizmie. Ludzie są tylko ludźmi. Trzeba umieć - sztuka to wielka - znaleźć szczęścia między nimi. Tej sztuki życia trzeba się uczyć wbrew Sartre'owi.

Powiadają: Sartre w pigułce. Ale ta pigułka w wydaniu książkowym zawiera ponad 60 stron druku. Cóż można jej przeciwstawić w dziennikarskiej recenzji? - kilka zdań.

A chciałoby się obgadać zdanie po zdaniu, tezę po tezie, obgadać czasem pochlebnie, częściej w buncie. Bo "Przy drzwiach zamkniętych" choć potrawa to wybitnie trująca ma wartość rzadkiego przysmaku: zmusza do myślenia, uczy myśleć, wywołując bunt nakazuje poszukiwanie przeciwtez. Dlatego "Przy drzwiach zamkniętych" uważam za dzieło arcyciekawe, godne uwagi, zasługujące na poważny do niego stosunek.

"Przy drzwiach zamkniętych", trudno w zasadzie nazwać sztuką. Jest to trójgłos refleksyjny i przez to statyczny. Piekielnie to trudne i niewdzięczne zadanie dla teatru. Spektakl trzeba widzowi podać tak, by nie uronił on ani jednego ze słów Sartre'a. Przysięgam, iż z XVI rzędu słyszałem przeciętnie co trzecie słowo. Ratowała mnie znajomość tekstu. Ten tekst leży przede mną, i w tej chwili - chwała PIW-owi! Jak sobie poradzili inni widzowie z dalszych rzędów?

Reżyser ma tu do wyboru co najmniej dwie drogi: utrzymać w pełni metaforę, to znaczy odrealnić trójkę bohaterów zawieszając ich w klimacie symboliki, albo zostawić metaforę w dekoracji i osobie kelnera a realnością skazańców pokazać widzom: z tym piekłem to lipa, bo mowa tu o piekle na ziemi. Obie koncepcje są do przyjęcia. Młodnicki wybrał drugą - widocznie uznał ją za lepszą. Byłbym Innego zdania, ale na szczęście reżyserem jest Młodnicki. Uznaję jego dobre prawo wyboru, przyjmuję koncepcję bez zrzędzenia. Pozornie zamysł reżysera dość często się chwieje. Pozornie Zdzisława Młodnicka (Stella), jakby żywcem wyjęta z Pirandella, nie pasuje do najnaturalniejszej Ewy Szumańskiej (Inez) ani, tym bardziej, do przesadnie "utemperamentalonego" (ale dziwoląg słowny!) Jerzego Adamczaka (Garden). Wydaje mi się jednak, iż jest to rozdźwięk celowy. W ten sposób podnosi się temperaturę piekła.

Tylko Adamczak... Czy naprawdę niemożliwe jest by ten zdolny przecież l inteligentny aktor posiadł przepiękną zaletę powściągliwości?

Juliusz Grabowski (kelner) był bardzo w typie Sartre'a, równie kategoryczny wprawdzie w odmowie jak kelnerzy z "Monopolu" ale włączony w klimat metaforycznego piekła, zrośnięty w idealną harmonię z dekoracją której pragnę pogratulować Marcinowi Wenzlowi. Prosta, jednoznaczna, wymowna, sugestywna. A że niezgodna z komentarzem autora? - rozgrzeszenie murowane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji