Artykuły

Fin de siecle... anno 1967

"JADZIA WDOWA" od chwili, gdy ją przed wojną wskrzeszono na scenie, była pełnym uroku obrazem epoki fin-de-sieclu. Nic dziwnego, składali się na ten utwór autentyczny autor, tworzący z powodzeniem na schyłku wieku XIX Ryszard Ruszkowski oraz Julian Tuwim znawca i więcej niż znawca, bo smakosz tej epoki. Zaczerpnięta z Ruszkowskiego fabułę, a ściślej mówiąc intrygę komediowa na temat spadku po bogatym krewniaku, warunku laki zostawił w testamencie, wdówki zniechęconej pierwszym małżeństwem, ale dającej się szybko nakłonić do następnego, okrasił Tuwim piosenkami komponowanymi pod stare popularne walczyki i poleczki, realiami wiernymi epoce, a przede wszystkim przednim humorem, wynikającym z naszego spojrzenia na tamte czasy, na obyczaje ówczesnych ludzi, zasób ich wiadomości technicznych i poglądy na różne sprawy.

Piosenki rozrzewniały, humor śmieszył. Wszystko więc grało. I grałoby niewątpliwie obecnie, bo przecież w miarę oddalania się od tamtej epoki (dzisiaj już sprzed lat 80, czy co najmniej 70-ciu) coraz bardziej jest ona dla nas egzotyczna i zajmująca, a obyczaje jej śmieszą i rozrzewniają. Ale, niestety, należy powiedzieć, że spektakl, który ujrzeliśmy w "Komedii" nie wskrzesił w pełni owej atrakcyjnej dla naszych widzów atmosfery. Dziwić się temu należy tym bardziej, że pamiętamy przecież spektakl "Jadzi Wdowy" reżyserowany po wojnie przez tego samego reżysera Zbigniewa Sawana, i posiadający wszystko to, co obecnie przedstawieniu brakuje.

Co prawda, śliczna scenografia i kostiumy pomysłu nie byle kogo, bo samej Maji Berezowskiej były znakomitym połączeniem autentyku epoki z nowoczesnością (stylowo naszkicowane wnętrza dworu, cóż za subtelna karykatura galerii przodków!

DO nastroju tego zbliżały się niektóre sceny, jak na przykład parada złotej młodzieży, która przybyła na bal, niczym w "Domu Otwartym" Bałuckiego, jak każde zjawienie się starego wilniuka Mieczysława, którego akcent świetnie oddawał Cezary Julski, jak sylwetka starego pantoflarza zabawnie ukazana przez Kazimierza Dembowskiego, ale to chyba wszystko, gdy chodzi o ukazanie epoki.

Alina Janowska w tytułowej roli Jadzi Wdowy była jak zawsze pełna temperamentu, tańczyła i śpiewała z właściwym sobie zacięciem, ale mimo swego stroju była zbyt współczesna i dzisiejsza.

Bohdan Łazuka w roli przedstawiciela złotej albo jak to wówczas nazywał Sienkiewicz "tombakowej pozłacanej" młodzieży Feliksa miał wiele wdzięku, każda z jego piosenek była perełką, ale i na nim nie było owego jedynego w swoim rodzaju nalotu sprzed kilku dziesiątków lat.

Tadeusz Ross w roli Bolesława grzeszył nadmiarem szarży w ukazywaniu tej komicznej postaci, natomiast Bogumił Kłodkowski w zabawnej roli służącego Józefa zatrzymał się na granicy szarży był naprawdę komiczny, a scena z bardzo mile grającą pokojówkę Antosię Zofia Merle należała do jednej z najładniejszych w przedstawieniu. Eufemie i Hortensje, dwie klasyczne stare panny, bez których nie mogła się obejść żadna komedia dziewiętnastowieczna, zagrały groteskowo Helena Bortnowska i Irena Ładosiówna. Panienkę wypychaną przez rodziców za maż grała Benigna Sojecka. Głównego spadkobiercę Adolfa snującego marzenia o przyszłych wynalazkach, grał Bogusław Koprowski, Danuta Gallert ukazała despotyczna małżonkę. Wielu znanych aktorów grało niewielkie role młodzieży, przybyłej na połów bogatej wdówki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji