Artykuły

Zdolność postrzegania

MAGDALENA FOKS Eksperymenty ze światłem są znakiem firmowym Laboratorium Zjawisk. Trudno też uniknąć wrażenia, że światło ma dla Pana znaczenie filozoficzne, metafizyczne

TADEUSZ WIERZBICKI Tak. W zasadzie wszystko, co widzimy, nawet rzeczy materialne, jest odbitym światłem. Odbieramy tylko światło, a skoro tak jest, to światło należy kształtować. Próbowałem upostaciowić światło, chciałem nadać mu kształt, walor, kolor, strukturę. Na początku pracowałem przez analogię do teatru cieni. Założeniem było, żeby stworzyć w podobny sposób teatralne odbicie światła. A potem sytuację, w której widzimy przedmiot, na ekranie światło, które ten przedmiot odbija, oraz jego cień. Trzy wymiary rzeczywistości. Przygotowałem takie figury do "Ballady dziadowskiej". Głowy to były maski świetlne, uformowane przez odbite krzywizny luster, natomiast korpus stanowił cień tego samego lustra. Szukałem inspiracji wśród plastyków, w filmie, czytałem książki o magach, którzy za pomocą luster tworzyli obrazy. Budowanie wrażeń optycznych okazało się sprawą starą jak świat. W dzieciństwie spędzaliśmy wiele czasu w starej chałupie ze strzechą, miała ze dwieście lat. Wewnątrz było ciemno. Koło komina wisiało potłuczone lustro, padało na nie światło z okienka. Lusterko było zakurzone i jak się pojechało palcem po kurzu, to powstawał wzór ze światła. Po latach moje doświadczenie z chałupy powtórzyłem w Centrum Sztuki Współczesnej, gdzie lustra przyprószyłem pyłem z kserokopiarki i stworzyłem różne wzory, wycierając pył różnej grubości gumami. Światło padało na powiewający ekran, który potem uniosłem, i wyrzuciłem wszystkie refleksy na ściany i sufity. Lustro zasłonięte palcami odbija kształt, tworząc zajączki. Zacząłem nakładać na lustro szablony. Malowałem i wydrapywałem kształty na lustrach. Nakładanie kształtów wyciętych na lusterko też ma tradycje w zabawach siedemnastowiecznych.

Jest więc gra pomiędzy tym, co robię, a tradycją.

FOKS Równie ciekawe są cienie elektrostatyczne - kolejny Pański pomysł autorski.

WIERZBICKI Cienie elektrostatyczne mają źródło w spotkaniu z chińskim teatrem cieni. Żeby przysłonić światło, wystarczy najcieńsza figura, najdelikatniejsza materia. Buduje się konstrukcje, żeby podtrzymać materię i poruszać nią z odległości. Chciałem tego uniknąć. W PRL-u kupiłem sobie golf, golfy były modne. Był z jakiegoś elektrostatycznego tworzywa. Jak go zdejmowałem, to niemal zdzierał skórę, iskry strzelały. Pamiętałem o tym. Chciałem, żeby naelektryzowany ekran przejął funkcję konstrukcyjną. Wycinałem figury z różnych materiałów, a one ciągle zjeżdżały. Różne gatunki papieru różnie działają. Szukałem rozwiązania optymalnego, okazało się, że ważna jest też kwestia naciągnięcia, naprężenia ekranu. W końcu znalazłem odpowiedni materiał na ekran do cieni elektrostatycznych - folię kreślarską. Sprawdził się tu mój charakter, bo dopiero po wielu próbach miałem potwierdzenie swojego pomysłu. W końcu pozbyłem się drążków. Dzięki temu figur może być wiele i można je dowolnie przekomponowywać. W filozofii chińskiej nie chodzi o ożywianie materii, ale właśnie o dokonywanie zmian, o kompozycję. Ja nie animuję, tylko powoduję zmianę sensu. Zmienia się kontekst plastyczny, znaczeniowy, mentalny i to powoduje ożywienie.

FOKS Przy cieniach elektrostatycznych udało się zrezygnować z drążków podtrzymujących formy. Widać za to Pański palec, który je przesuwa. To jak autorski podpis. Palec, który staje się figurą.

WIERZBICKI To wynika z mojego poszukiwania rozwiązań jak najbardziej naturalnych. Nie ukrywam swojej obecności, ale jak trzeba, to daję tym figurom możliwość samodzielnego istnienia.

FOKS Dużo miał Pan takich pomysłów, które okazały się ślepą uliczką? Nie działały?

WIERZBICKI Wszystkie takie były na początku. Próbowałem wychodzić od obserwacji materiału, stąd nazwa Laboratorium Zjawisk. Nie chodziło o opanowanie, złamanie materiału, a raczej o rozpoznawanie, jak działa. Myślenie trzeba wyprowadzać od materii. Mówiono mi: to są świetne środki, żeby zrobić commedia dell'arte, a ja wpadałem w panikę, bo próba na pewno skończyłaby się rozczarowaniem. Parę razy dałem się skusić. Coś zaczynałem robić i w całej tej masie na ekranie okazywało się, że tylko jedna litera jest sensowna. Musiałem budować całość od tej jednej litery. Kiełkujące ziarno, które trzeba hodować.

FOKS Bardzo trudno znaleźć właściwe sformułowanie określające Pańską osobę: eksperymentator, artysta alternatywny, wynalazca amator, a do tego reżyser teatru lalek

WIERZBICKI Idąc na reżyserię teatru lalek, wcale nie chciałem być reżyserem teatru lalek. Wcześniej zatrudniłem się w Domu Kultury w Sieradzu, przepracowałem dwa miesiące i przyszedłem po urlop, bo było lato. Nie mogłem zrozumieć, że urlop przysługiwał mi dopiero po roku pracy. Zrobiło się zamieszanie i ktoś odszukał w papierach, że jest zapotrzebowanie, aby wysłać pracownika na kurs do Gardzienic. Przez trzy lata tam jeździłem i to było bardzo ciekawe. Potem próbowałem rozkręcać działania teatralne w Ognisku Pracy Pozaszkolnej. Miałem kontakty z filmem animowanym, pisałem wiersze. Interesowała mnie poezja wizualna. Jedni rozbijali na części zdania i wyrazy, a ja w spektaklu "MAŁE i" postanowiłem rozbić literę. Ograniczała mnie kartka, więc pomyślałem, żeby dodać czas i zmiany. Wracając stopem z wycieczki, usłyszałem w radiu, że jest festiwal w Bielsku-Białej, więc wysiadłem. Zaprzyjaźniłem się tam ze studentami z Wrocławia. Zobaczyłem różne działania i rozmawiałem z nimi o tych swoich kropkach i kreskach. Na fali entuzjazmu złożyłem papiery do Białegostoku i dostałem się.

FOKS Jak Pan wspomina studia?

WIERZBICKI Figury, działania fascynowały, ale męczyła mnie presja schematu. Kiedy poszedłem na studia, byłem już człowiekiem dojrzałym. Wcześniej miałem kontakt z różnymi środowiskami. Wszystko robiłem z czystej ciekawości. Miałem dużo wolności. Na studiach okazało się, że najważniejsze jest myślenie zespołowe, kolektywne. Musiałem dostosowywać się do różnych inicjatyw pedagogicznych. System edukacyjny jest ograniczony: albo się w nim odnajdujesz, albo cię w ogóle nie ma. Dla mnie najważniejsze pozostało nie to, co widać na scenie, ale to, co widz wyobraża sobie pod wpływem mojego działania. Nam mówiono, że przekaz musi być czysty. A ja myślałem: widz schowa się za krzesło, dopadli go. Skuli się, dopadli. Wejdzie pod wykładzinę, też wszystko do niego dotrze, tak jak to było zaplanowane. Choć na studiach spotykałem się z życzliwością wielu osób, i tak zostałem poza obiegiem.

FOKS Łatwiej działać twórczo, kiedy ma się wolną rękę.

WIERZBICKI Pomyślałem, że zostanę w moich krzakach, pożyję i coś zrobię. Nie myślałem nigdy, że będę istniał artystycznie. Chciałem się przekonać, jak się sprawdzają moje pomysły. Do rozwiązywania problemów artystycznych, szczególnie takich, z którymi sam sobie nie mogłem poradzić, zapraszałem moich synów i dzieci przyjaciół. Wcześniej, przed studiami, pracowałem z młodzieżą, miałem doświadczenie i wiedziałem, że trzeba ich traktować poważnie. Nie: ty zrób i zobaczymy, a jak będzie źle, to cię poprawię. Trzeba znaleźć problem, dojść do punktu, w którym wszystko się rozsypuje. Trzeba sobie stworzyć opresję umysłową. To przynosiło dobre efekty, bo potem przekładało się na życie, uczyło wychodzić z trudnych sytuacji. W tym też jest sens sztuki. Rozgrzewanie wyobraźni.

FOKS Wyobraźnię widzów rozgrzewa Pan do białości. Abstrakcyjne formy widoczne na ekranie, światło i cień, kolor, poezja, muzyka to wiele bodźców.

WIERZBICKI Myślę, że teatr bez partnera nie może istnieć. Jestem sam na scenie, wobec tego tym partnerem jest widz. W "MAŁYM i" nie ma muzyki, ale chciałem, żeby wytworzyło się coś w rodzaju atmosfery, fonosfery. Cisza jest tak duża, że słychać każdy oddech i w którymś momencie atmosfera się rozgrzewa, a ja improwizując, wyczuwam widownię. Czasami mogę nie trafić, ale jest to pewien rodzaj rozmowy. Czasem coś skracam, przycinam na bieżąco. Rytm pokazu zależy od rytmu spotkania. Moje spektakle są procesem, problemem otwartym, składają się z krótkich fragmentów. Staram się powoli przyzwyczajać widzów. Pokazuję kilka miniatur. Z czasem ich forma robi się dla widzów oczywista, więc ją komplikuję. To jest sposób na oswajanie wyobraźni. Ta metoda się sprawdziła, kiedy publiczność pochodziła z różnych miejsc na świecie, z różnych cywilizacji. Nie był potrzebny komentarz ani tłumaczenie. Samo zjawisko okazywało się wystarczająco ciekawe. Bywało też, że wprowadzałem do spektakli miniatury, które dopiero powstawały. Zdarzały się małe katastrofy. Wszystko toczy się bardzo szybko, miniatury trwają do minuty, bo światło jest szybkie. Ale publiczność przyjmowała mnie bardzo ciepło, bo to niemal pokazanie pracowni.

FOKS A czy zdarzały się gwałtowne reakcje: ja w ogóle Pana nie rozumiem, o co Panu właściwie chodzi?

WIERZBICKI Pamiętam taką jedną sytuację. Pan na widowni podniósł rękę i powiedział: "Mój synek się pyta, kiedy będą zajączki". Na początku używałem skrótowej nazwy "zajączki", ale okazało się, że często jej nadużywano. I kończyło się tak, że ktoś przychodził na bajeczkę o zwierzętach i był zawiedziony. Reakcje bywały różne: od zupełnej ciszy po nastrój kabaretowy. Bywałem zaskoczony. Nie bardzo rozumiem, dlaczego tak się dzieje. Być może powodowały to różne miejsca, różna publiczność, i ja mogłem być inny za każdym razem.

FOKS Zamieszcza Pan na swojej stronie internetowej poetyckie opisy swoich działań. Zawierają kolejne etapy postępowania. Czy służą Panu jako scenariusze, które pomagają po czasie coś odtworzyć?

WIERZBICKI Kiedyś zacząłem wspominać i uświadomiłem sobie, że wielu rzeczy już nie pamiętam. Zrobiłem notatki. Pomyślałem, że mogą komuś pomóc zrozumieć kontekst, efekty, które bywały czasami jednorazowe. Ja nigdy nie czułem się aktorem, nie myślałem o tym, żeby wejść na scenę. Ale okazało się, że jak zaprezentuję moje eksperymenty, to zarobię i będę miał parę groszy na kolejne prace. Pojawiły się reakcje. Ktoś napisał o mnie zbyt dobrze. Przychodzili ludzie z dużymi oczekiwaniami, słyszeli o teatrze światła i myśleli, że ktoś ich nabiera. Ta sytuacja wyjściowa była dla mnie bardzo trudna. Śmieszną sytuację miałem w Gent, w Belgii. To były wakacje, więc zabrałem syna. Siedem lat korespondowałem z tym festiwalem, bo słyszeli, że pracuję ze słońcem. Spodziewali się teatru plenerowego. A my mieliśmy maleńki ekranik formatu A3, na który puszczało się te zajączki. Do tego jeszcze nastąpiła pomyłka, bo ja napisałem, że to trwa trzy i pół minuty, a im się to w głowie nie mieściło i myśleli, że chodzi o godziny. Był szok. Więc ja powiedziałem, że będę grał, ile tylko razy można. To było fajne przeżycie, bo były chmury i graliśmy kawałeczkami po piętnaście - dwadzieścia sekund. Minuta słońca i znowu chmury. Spektakl w sumie trwał prawie godzinę, tyle było czekania. Ludzie się pytali, czemu wszyscy patrzą w niebo. W końcu przyszło takie zachmurzenie, że zrezygnowałem. Usiedliśmy przy stoliku w kawiarni, pijemy sok pomarańczowy. Nagle ktoś przybiega i mówi, że jest słońce! Uwzględnienie tych nieprzewidywalnych warunków jest bardzo trudną sprawą.

FOKS Pański widz musi być osobą zdeterminowaną. Najpierw poluje, aż pojawi się Pan na jakimś festiwalu, potem razem polujecie na słońce.

WIERZBICKIW eksperymencie "Strachy na strachy" [spektakl z udziałem strachów polnych - M.F.] też tak było. Umówiłem się ze znajomymi, że im go pokażę. Pierwsza sobota: pochmurno, pada. Przyjechali. Ognisko, kiełbaski. Na drugi dzień to samo. Mówię: pierwszy dzień słoneczny, przyjeżdżajcie. W czwartek jest piękna pogoda, ale środek tygodnia. Ustawiam wszystko na polu. Nie ma nikogo, trudno. Bezchmurne niebo, to sobie zagram. No i na sąsiednie pole wjeżdża kombajnista. W którymś momencie widzę, że on na mnie patrzy, a ten kombajn skręca i wjeżdża w zboże Po prostu się zagapił i pojechał krzywo. Przezabawny widok.

FOKS Uświadomiłam sobie, że Pana pokazy odbierałam nie jako stricte teatralne, ale raczej z pogranicza sztuk. Wizualnie niektóre proponowane przez Pana formy kojarzą się z malarstwem.

WIERZBICKIZazwyczaj gram jakimś kadrem wybranym z przestrzeni ekranu. Drobne wątki rozgrywają się w kolejnych częściach ekranu. Ale cienie elektrostatyczne, kiedy jest wilgotno, nie trzymają się zbyt dobrze. Formy zjeżdżają z ekranu. W takiej sytuacji na poczekaniu udawało mi się zobaczyć, jak te formy "chodzą". To daje efekt większej ilości ruchu. Nie można wtedy wykonywać bardziej subtelnych działań. Trzeba sterować niepokorną masą. I raz to szło w stronę teatru, innym razem w stronę akcji plastycznej.

FOKS Współpracuje Pan też z kompozytorami - Jerzym Kornowiczem, Tadeuszem Wieleckim.

WIERZBICKI Moje komponowanie na żywo utrzymuje odległe związki z muzyką, która mu towarzyszy. Figury nie mogą tańczyć baletu form. Powinny raczej nawiązywać do struktury wewnętrznej utworu. Kornowiczowi podobało się, że jak dźwięki były wysokie, to formy niekoniecznie wędrowały ku górze. W "Concerto ą rebours" Wieleckiego wedle opisu kompozytora muzyka ma strukturę kaczek puszczanych na wodzie. Wpadłem na pomysł zrobienia cieni warstwowych. Formy nałożone jedna na drugą w odpowiednim momencie mają się rozślizgnąć, rozjechać. Nie chodziło o dokładne odwzorowywanie muzyki, a bardziej o stworzenie przestrzeni, którą trzeba dopełnić własną wyobraźnią.

FOKS Szkoda, że tak rzadko mogliśmy oglądać Pana pokazy.

WIERZBICKI Zacząłem unikać festiwali, bo są to potworne machiny. Nie ma czasu, ciągle czegoś brakuje. Coś z kimś się uzgadnia, potem przychodzi drugi i nic nie wie. Wielu rzeczy nie można zrobić w takiej sytuacji. Moje formy są bardzo czułe. Po rozstawieniu ekran musi trochę odstać, trzeba na nim popracować, on oswaja się z otoczeniem. Ja też się oswajam. Czasem wystarczy, że zabraknie drobiazgu - i całe działanie traci uzasadnienie. Dlatego dość rzadko występuję. Kiedy nie mogłem zrealizować pokazu ze światłem naturalnym, u siebie w pracowni, w szczycie wybiłem okno, żeby było światło od tyłu. Na festiwalu nikt mi nie wybije okna.

FOKS Może powinien Pan mieć specjalny namiot albo barak, coś składanego, i czeladników, którzy jeździliby przed Panem i przygotowywali warunki.

WIERZBICKITo jest jakieś rozwiązanie. Bywało, że miewałem pomocników, choć nigdy nie miałem na to odpowiednich warunków materialnych. Mimo tych niezwykłych osiągnięć, żyłem całymi latami w nędzy, na granicy biologicznego przetrwania. Pod presją zaproszeń i mobilizacji przyjaciół zbierało się siły, by wyjechać na festiwale, ale honoraria ledwo starczały na długi związane z prezentacją. Straciło to podstawowy sens: zarobić pokazami na kolejne eksperymenty. Było wiele załamań w pracy i długich oczekiwań na lepsze chwile. Do tej pory to nie był właściwie teatr, ale rodzaj makiety, na której prezentowałem różne koncepcje, pokazywałem, jak by to mogło wyglądać, jak by to mogło działać. Dlatego teraz chcę znaleźć miejsce i sposób, żeby po wszystkich doświadczeniach moje prace mogły zaistnieć jak najpełniej, w optymalnych warunkach.

FOKS Najlepiej pracowało się Panu w Majaczewicach. Jest Pan kojarzony z tym miejscem, było dla Pana domem, laboratorium, ale też pustelnią.

WIERZBICKIDługo szukałem odpowiedniego miejsca. Najpierw wynająłem majątek na miesiąc w czasie wakacji. To było opuszczone gospodarstwo. Decyzję o przeprowadzce podjąłem, bo nie mogłem się odnaleźć w schematyzmie działań teatrów po okresie pracy pod koniec lat osiemdziesiątych. Jeśli miałem w ten sposób zarabiać, to mogłem równie dobrze sadzić ziemniaki, co jest tego samego rodzaju pracą. Użytkową. Ale teraz wieloletni etap Teatru Światła "i" i Laboratorium Zjawisk w Majaczewicach już się skończył. Muszę się zastanowić, co dalej robić. Ostatnio nie korzystałem z propozycji, nie jeździłem na festiwale. Muszę zmienić swoją sytuację, żebym miał możliwość rozwoju. Nie tylko w sensie umysłowym, ale także miejsca

FOKS Majaczewice niełatwo opuścić

WIERZBICKINiełatwo, bo nie wiem, jak się sprzedadzą czy w ogóle się da, to jest kawał ziemi. Ale w ładnym miejscu, na terenie parku krajobrazowego, blisko rzeki. Dla mnie najważniejszą sprawą jest, że od dłuższego czasu robię eksperymenty ze światłem naturalnym - słońcem, księżycem w pełni. W ostatnim twórczym okresie życia chciałbym zbudować pawilon teatru światła słonecznego, który miałby szczeliny w suficie. Do ciemnego wnętrza, jak do kamery obskury wpadałoby światło, które można by projektować.

Chciałbym to sprawdzić. Oczywiście słońce musi być wysoko. Do tego potrzebuję miejsca koło równika, więc myślę, że to chyba będzie wyprawa do Brazylii.

FOKS Wielka przygoda.

WIERZBICKIJeśli na wiosnę uda mi się sprzedać Majaczewice, chciałbym tam być już jesienią. Szukam miejsca nad morzem, niedaleko plaży. Interesuje mnie hacjenda, garaż albo plac pod budowę. Wystarczy, żeby budowla dobrze zasłaniała od światła. Może mógłbym się wkopać w jakieś wzgórze albo wybudować dom i zasypać wydmą. Mam pomysł na zegar słoneczny, który o każdej pełnej godzinie projektuje z ustawionych lusterek inny obraz. Kiedy słońce się przesuwa, obraz się rozmywa. Żeby zobaczyć następny, trzeba przyjść za godzinę i nadstawić chusteczkę albo kawałek koszuli.

FOKS Pańskie pomysły kojarzą mi się z osiemnastowiecznymi projektami Étienne'a Boulléego, który pragnął wybudować mauzoleum dla Newtona w kształcie wydrążonej kuli. Dziurki w niej wywiercone miały w słoneczny dzień przebywającym w środku budowli przypominać gwiazdy.

WIERZBICKIWolę pracę nad światłem naturalnym w zamkniętym pomieszczeniu, bo wtedy światło nie rozprasza się i nie odbija od powietrza i od ludzi. Światło naturalne działa silniej, łatwo uruchamiają się skojarzenia. Jest też intymniej. Mała sprawa bardziej działa.

FOKS Ma Pan, wydawałoby się, niewyczerpaną ilość oryginalnych pomysłów. Miał Pan okazję uczestniczyć w wielu zagranicznych festiwalach. Spotkania z czołówką europejskich teatrów formy musiały być inspirujące nawet dla artysty tak osobnego jak Pan.

WIERZBICKIKiedy się kształtowałem, byłem w sporze ze wszystkim. I nawet jak się czasy zmieniły, okazało się, że nadal jestem w sporze ze wszystkim. W oglądanych spektaklach wyszukiwałem drobiazgi, które powodowały otwieranie, wybicie choćby jednej gwiazdy w kopule, o której Pani mówiła. Najbardziej zawsze lubiłem próby, rzeczy, o których trudno było coś powiedzieć. Chciałem się zarażać odwagą myślenia, wolnością w łapaniu odległych skojarzeń. Energia, pobudzenie. To były raczej momenty niż tkanka, konstrukcja przedstawienia. Nigdy nie pasował mi schemat uczeń- -mistrz. We współczesnym świecie mistrzem jest ten, kto daje wolność, otwiera na postrzeganie. Zdolność postrzegania jest bardzo ważna.

Tadeusz Wierzbicki - absolwent białostockiego Wydziału Reżyserii Teatru Lalkowego PWST w Warszawie (1986); poeta, baśniopisarz, scenarzysta. Od 1987 roku mieszka i pracuje w tradycyjnej zagrodzie chłopskiej w Majaczewicach (pod Sieradzem), z której uczynił pracownię. Stworzył kilka nowych technik teatru wizualnego: teatr światła odbitego od formowanych luster, teatr cieni i witraży elektrostatycznych, teatr cieni magnetycznych, teatr światła naturalnego. Większość działań Wierzbickiego polega na prezentowaniu form na ekranie: cień, światło, odbicie. Wszystko opracowuje samodzielnie - od pomysłu przez scenografię po prezentacje. Autor scenariuszy eksperymentów ("Strachy na strachy", "Baśń o szewczyku i pięknej królewnie", "Zajączki", "Zajączki czyli małe i", "Nicek"). Swoje prace przedstawiał na festiwalach w Polsce, w większości krajów Europy oraz w Turcji, Izraelu, Meksyku i Brazylii. Współpracował z kompozytorami: Jerzym Kornowiczem (wizualizacje kompozycji "Metanoja", "Renesis", "Kształty żywiołów", "Figury w oplocie"), Mieczysławem Litwińskim ("Tabula rasa"), Tadeuszem Wieleckim (wizualizacje kompozycji "Ballada dziadowska", "Concerto ą rebours", "Przędzie się nić", "Historia bardzo prawdziwa", "Niezliczone odnogi rozgałęzionych splotów") i Anną Zielińską (akcje plastyczno-muzyczne "Babie lato", "Dryfy"). Współpracował z Teatrem Telewizji. Zrealizował eksperymentalny spektakl w technice światła odbitego w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi ("Zakochany Obłok Nazima Hikmeta"). Był konsultantem w sprawie teatru cieni i światła. Prowadził warsztaty.

Magdalena Foks - absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, studiuje historię sztuki na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji