Artykuły

Perzyński Glińskiej

Fatalny tytuł - wiem. Dwa słowa - dwa nazwiska. To tak, jak w trzydziestych latach, kiedy Zofia Nałkowska przywiozła Szyfmanowi swoją nową sztukę "Renata Słuczańska". Szyfman spojrzał na pierwszą stronę - Zofia Nałkowska, Renata Słuczańska - "za dużo nazwisk", powiedział. "To będzie się nazywało Niedobra miłość". I tak poszło.

Ale oczywiście takiego Perzyńskiego, jakiego oglądamy w Narodowym, wymyśliła Glińska. Pewno Perzyński stał u niej na półce pomiędzy Rittnerem i Czechowem i przez osmozę z Rittnera wziął ironiczny dramatyzm postaci a z Czechowa prawdę życia. Kto na tym skorzystał? Niewątpliwie Perzyński. Kto stracił? Aktorzy - kilkanaście brawek i kilkadziesiąt szmerków. Znam tę sztukę dobrze, grałem w niej, reżyserowałem ją. Młoda towarzysząca mi osoba mówiła, że cały czas grałem z aktorami. Grałem oczywiście komedię, ale na scenie rozgrywał się postmodernistyczny dramat, ze słusznymi ambicjami. Dramat, powiedzmy od razu, bardzo dobrze grany. Cały zespół był świetny.

Ale prawdziwą kreację, nawet przy dewaluacji tego słowa, stworzył Zbigniew Zamachowski. Z nieciekawej, drugorzędnej roli Władysława wydobył prawdziwego człowieka - prosto z Czechowa. Zetknąłem się z podobnym przypadkiem. U mnie grał Władysława Kazio Rudzki, jedyny raz w życiu odchodząc od kabaretu. Ale na te wyżyny, dostępne Zamachowskiemu, nie dotarł.

Drugi sukces to Ronaldinho Teatru Narodowego - Patrycja Soliman. Strzela z każdej pozycji, jest szybsza od przeciwnika, zdobywa bramki pod nieprawdopodobnym kątem. Widziałem różne Ady, sepleniły, onanizowały się, ale tak poważnie granej, a przy tym nieodparcie śmiesznej, nie spotkałem. W ogóle wszyscy grają na poziomie Ligi Mistrzów. Nawet koleżanka Niemyska w niemal niemej roli Gosposi - chodzi po scenie wyraziście, demonstrując swój stosunek do problemów rodziny Topolskich. U Perzyńskiego jest Kamerdyner. W swoim przedstawieniu obsadziłem w nim kolegę - inspicjenta. Tak się przejął, że na premierze wszedł na scenę i zaanonsował mnie - zamiast "Pan Olszewski przyszedł" - "Pan Łapicki przyszedł". Śmiechom i wiwatom nie było końca.

Małą pretensję mam tylko do jednej z czterech uroczych pań reprezentujących scenografię, które wyszły do ukłonów. Nie wiem, która z nich jest odpowiedzialna za kostiumy, ale nareszcie zrozumiałem kwestię Janka: "Radosławscy wyrzucili mnie za drzwi". No pewnie, jak przyszedł tak ubrany.

Droga Pani Kostiumolożko - wytartą skórę i cyklistówkę w trzydziestych latach mógł nosić tylko taksówkarz, i to pośledniego sortu, a nie chłopiec z mieszczańskiego domu. Słusznie więc wyleciał za drzwi.

Na koniec uwaga raczej z dziedziny estetyki. Agnieszka Glińska jest nie tylko świetnym reżyserem, ale i bardzo piękną kobietą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji