Artykuły

Zadziwiający wigor

Plakat teatralny to sygnał na ulicę, o tym, co się tam w środku, w teatrze będzie działo. Jest obietnicą. Jest w pewnym sensie reklamą, ale raczej bezinteresowną.

Waldemar Świerzy

Bez wątpliwości żadnej: plakat teatralny, plakat dla teatru był i jest najważniejszym powodem, motywacją mojej działalności artystycznej. Niedosłowność, niedomówienie, emocje i niebanalny przekaz inspirują i stanowią wyzwanie. Nie ukrywam jednak, że jest to bardzo trudne wyzwanie.

Wiktor Sadowski

Kurna, to sens mojego życia zawodowego... jak śmiesz pytać o to? dyć sam dobrze wiesz... nie ma nic lepszego na świecie!!!!!!!!!!!!!! całe życie marzyłem o tym, żeby robić plakaty teatralne... plakat teatralny

to esencja zawodu artysty myślącego... to ideał zamówienia...

Wiesław Wałkuski

To najwspanialsza, najbardziej ekscytująca i owocna artystycznie przygoda intelektualna: ilustrowanie i reklamowanie nieznanego - nie wiem przecież, jaki kształt przybierze spektakl, do którego projektuję plakat, znam jednak jego treść. To najwdzięczniejsza, dająca najszersze możliwości twórcze i kreacyjne, ale zarazem najtrudniejsza z form plakatowych. Nie myślę oczywiście o prostackiej ilustracji tytułu, ale o pozwalającej na własną interpretację głębszej analizie istotnych treści tekstu dramatycznego. Przy założeniu oczywiście, że on takowe posiada. Ale tylko taki tekst i taki teatr mnie interesuje. I dlatego możliwość projektowania plakatu dla teatru stawiam na pierwszym miejscu.

Mirosław Adamczyk

Słowa kilku różnych artystów, liderów kilku pokoleń polskich grafików plakatowych, arcymistrzów gatunku. I niezmiennie, zupełnie niezależnie od siebie, słowa zapisane wielkimi literami. Nie z próżności i skłonności do patosu. Z głębokiego przekonania i odpowiedzialności, z dziedziczonej po nauczycielach tradycji i ze skali ważności. Bo polski plakat teatralny zawsze był ważny, doceniany i niepowtarzalny. Bo projektowanie plakatu dla teatru było marzeniem i nobilitowało. Bo plakat teatralny był jednak czymś odświętnym. Każdy (no prawie każdy) film miał plakat. Większy czy mniejszy festiwal wielkich śpiewaków i podrzędnych szansonistek też. Cyrkowy klaun i foka, misiek i akrobata również. Każda mniejsza czy silniejsza partia, ich szósty czy dziewiąty zjazd, partyjni zbrodniarze i ideolodzy też byli uwieczniani na druku formatu A2 czy B1. Kraków i Ciechocinek, LOT i PSS "Społem", Radion, mydło i powidło zachwalały swe wdzięki, uroki i zalety ze słupów, witryn i wystaw.

A przedstawienia teatralne - niestety, nie zawsze i nie wszędzie.

Stanisław Wyspiański, uchodzący - za sprawą ilustrowanego anonsu zachęcającego do wysłuchania 2 lutego roku 1899 odczytu Stanisława Przybyszewskiego i obejrzenia "dramatycznej fantazji Maurycego Maeterlincka pod tytułem Wnętrze" - za ojca polskiego plakatu teatralnego, nie zadbał, by wchodzące na scenę w dwa lata potem jego własne "Wesele" czy też przygotowana przezeń premiera "Dziadów" upamiętnione zostały podobnie. Plakat nie anonsował żadnej z Schillerowskich inscenizacji Mickiewiczowskiego dramatu, żadnej z historycznych realizacji Osterwy, Wiercińskiego czy Trzcińskiego, żadnej z legendarnych ról Solskiej, Wysockiej, Jaracza czy Zelwerowicza (przynajmniej tych sprzed 1939 roku). Międzywojenne i wcześniejsze plakaty teatralne są zresztą ogromną rzadkością. Nie było ich pewnie wiele, a z tych drukowanych w znikomych nakładach niewiele zachowało się do dziś. Bo i po wojnie zresztą, przez wiele jeszcze lat, nie był plakat teatralny traktowany obowiązkowo. Przez teatry - z powodu oszczędności był zawsze pierwszy na liście wydatków niekoniecznych; przez placówki dokumentacyjno-naukowe - bo rzadko, poza autorem, tytułem i nazwą teatru, posiadał jakieś cenne informacje pisane; przez muzea i galerie - bo był zbyt masowy. I tylko artyści o nim zawsze marzyli.

Powojenny rozdział historii naszego plakatu teatralnego znowu otwiera, bo jakżeby inaczej, ojciec wszystkich rodzimych dwudziestowiecznych artystów, nie tylko teatru, Wyspiański. Nie jako podmiot rzecz jasna, ale jako przedmiot, autor dzieła symbolicznie otwierającego powojenną historię polskiego teatru - "Wesela", dla Teatru Wojska Polskiego zainscenizowanego przez Jacka Woszczerowicza. I dla tego symbolicznego przedstawienia plakat zaprojektował Henryk Tomaszewski. Kolejne nazwisko symbol. Niesymbolicznie jednak ojcujący kolejnym pokoleniom naszych plakacistów, nauczyciel i mistrz następnych nauczycieli i mistrzów, bo oni "wszyscy z niego", nawet jeśli przeciw niemu. Wszyscy - którzy nawet chwilę przed wojną: Trepkowski i Gronowski; którzy zaraz po wojnie: Srokowski i Mroszczak (Józef), Lipiński i Karolak; którzy jeszcze za dogorywającego socrealizmu: Cieślewicz i Świerzy, Lenica i Młodożeniec; i którzy potem, po 1956 roku: Starowieyski i Urbaniec, Hilscher i Szaybo, Stachurski i Hołdanowicz - współtworzyli wielkość polskiej szkoły plakatu, za swój autorytet i wzór mieli właśnie Henryka Tomaszewskiego, mistrza, którego sława przekroczyła polskie granice, mającego swych uczniów od Japonii po Kanadę, twórczo czynnego do połowy lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Kiedy wespół z Erykiem Lipińskim w 1947 roku przekonali szefostwo Filmu Polskiego, że korzystniej będzie kontraktować oprawę plakatową u rodzimych twórców, niż płacić tantiemy za zagraniczne pakiety, sprawili, że historia polskiego plakatu, przynajmniej tego kulturalnego, biec będzie własną ścieżką, niewiele zważając na doktryny zadekretowane na kolejnych zjazdach stowarzyszeń twórczych.

Słynna w całym świecie polska szkoła plakatu nie zacznie się z dnia na dzień, ani w roku 1953, nazajutrz po pewnej śmierci, ani po przełomowym zjeździe, pewnego poranka 1956 roku. Ale dzięki tym wydarzeniom, dzięki niebywałemu poszerzeniu możliwości repertuarowych, otwarciu się na awangardę rodzimą i światową, na powrót zakazanej przez kilka lat klasyki - dzięki wielości i różnorodności plakatowanych wydarzeń i zjawisk - plakat teatralny przeżywa swój złoty okres. Odważnie sięga w mało eksploatowane dotąd rejony, w niełatwą, wymagającą intelektualnego współuczestnictwa abstrakcję, w zrywającą z utartymi konwenansami estetyczną anarchię, w nieposkromioną, perwersyjną niemal, erotyczną zmysłowość. I dzięki tym zabiegom, mimo iż nadal masowo- uliczny, plakat podejmuje odważny dyskurs ze sztuką wysoką, a artystowskie ambicje jego twórców wpisują się w poważną misję edukacyjną, podnoszą wizualną kulturę przechodniów, którym na drodze wyrastają słupy oklejone przedniej jakości dziełami sztuki, zastępujące zabieganym budowniczym "naszej małej stabilizacji" wizyty w galeriach i muzeach.

Jan Lenica, kolejny z filarów naszej szkoły, tak postrzegał tę historię: "Narodził się nie wiadomo kiedy, jako zadrukowana, ulotna informacja, obwieszczenie. Później prosperował na ulicy jako reklama, dopóki nie nobilitował go i wprowadził na salony zarezerwowane wyłącznie dla sztuk pięknych Henri de Toulouse-Lautrec. [...] W zasadzie spełnia określone funkcje, czasem nie spełnia żadnych. Niekiedy przekazuje informacje, agituje, namawia, ale często pozostaje tylko dekoracyjną ozdobą jakiegoś wydarzenia. Jedno co pewne, jest powielany w setkach, tysiącach egzemplarzy na papierze najrozmaitszymi środkami reprodukcji. I to, że występuje na ulicy. [...] W ostatnich latach teoretycy i krytycy sztuki przepowiadali wielokrotnie jego śmierć. Plakat nie tylko przeżył te wszystkie pesymistyczne prognozy, ale wręcz na przekór wykazał zadziwiający wigor i siłę przetrwania".

Plakatu teatralnego ta diagnoza dotyczy jakby najsilniej. Spektakularna wielkość będąca udziałem polskiego plakatu filmowego zaczyna przygasać w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, lata osiemdziesiąte to okres agonii, lata dziewięćdziesiąte i początek nowego wieku to jego absolutna śmierć, pełne nieistnienie. Nawet najwybitniejsi polscy twórcy godzą się na oprawę swoich dzieł w standardowym, pakietowym stylu - wyretuszowane komputerowo buzie głównych aktorów, ulubieńców tabloidów, w kiczowatych pozach i uśmiechach konkurują na słupach z podobnie uformowanymi gwiazdkami Holly- i Bollywoodu. Dopiero ostatnio pierwsi odważni dystrybutorzy porywają się na powrót graficznego plakatu. Plakat wystawowy też najchętniej korzysta z fotografii czy reprodukcji; plakat reklamowy produktów czy usług jest tak paskudny, że traktowanie go w kategoriach sztuki plakatu uwłacza obu członom tego określenia; plakat cyrkowy zanikł, polityczny wszedł do TV, więc na placu boju został tylko plakat teatralny. I on jednak ciągle wisi... na słupie (rzadziej - bo ceny rozklejania są kalkulowane dla dystrybutorów kinowych, a więc nieprzyzwoicie wysokie), w teatrze i przed nim (najczęściej - no bo gdzie ma wisieć) i w galerii (bo w końcu dostąpił tego zaszczytu - dzięki warszawskiemu biennale, dzięki muzeum w Warszawie i w Poznaniu, dzięki kilku galeriom).

Starzy mistrzowie, których wsparli kolejni wielcy - w latach siedemdziesiątych: Jan Jaromir Aleksiun, Jerzy Czerniawski, Jan Sawka, Eugeniusz Get Stankiewicz, Andrzej Klimowski, Grzegorz Marszałek, Mieczysław Górowski. W osiemdziesiątych: Wiktor Sadowski, Wiesław Wałkuski, Stasys Eidrigevicius, Wiesław Rosocha, Piotr Kunce. Ostatnio, również przemawiający własnym, wyrazistym językiem: Mirosław Adamczyk, Michał Książek i Sebastian Kubica. Wraz z tworzącymi w swoich ośrodkach: Jerzym Krechowiczem, Tomaszem Bogusławskim, Władysławem Plutą, Jerzym Moskalem, Tadeuszem Grabowskim, Leszkiem Żebrowskim, Bolesławem Polnarem, Ryszardem Kają, Lechem Majewskim, Robertem Kalarusem, Wiesławem Grzegorczykiem. Wraz z osiągającymi sukcesy w innych dziedzinach: Marcinem Mroszczakiem, Jakubem Erolem i Andrzejem Pągowskim, oraz wspierającym i nas spoza granic: Rafałem Olbińskim, Leszkiem Wiśniewskim, Michałem Batorym i Lexem Drewińskim. - Wszyscy oni nie poddając się rygorom komercjalizacji i presji reklamy, nie tracąc z pola widzenia funkcji informacyjnych, starają się graficznie dopowiadać, komentować i zapisywać nasze życie teatralne.

Przecież plakat teatralny - wiernie towarzysząc przez lata tej w gruncie rzeczy niszowej, przez niektórych postrzeganej jako magiczna, dostarczającej przeżyć wielkich i głębokich dziedzinie sztuki - częściej niż reklamą bywa niezależną, własną interpretacją dzieła dramatycznego, wyrażoną przez innego niż reżyser artystę. Plakaty mają zresztą często szerszy zasięg niż samo przedstawienie, docierają do takich odbiorców, którzy nigdy przedstawienia nie zobaczą. Wchodząc w obieg galeryjno-muzealny i kolekcjonerski, żyją niejako własnym życiem, oderwane od przedstawienia, które reklamowały, czy na potrzeby którego powstały. I często ich sława i ranga przerasta wagę przedstawienia, do którego powstały, a dzięki nim pamięć tych przedstawień wyrasta znacznie ponad ich znaczenie. Co również warte zauważenia, jeden z najsłynniejszych polskich plakatów teatralnych, nagrodzony na pierwszym warszawskim Biennale Plakatu w roku 1966, ikona polskiego plakatu - "Wozzeck" Jana Lenicy - powstał na zamówienie Teatru Wielkiego do opery Albana Berga, której inscenizacja przygotowywana przez Konrada Swinarskiego w roku 1965, po nagłej dymisji Bohdana Wodiczki z funkcji dyrektora teatru, nie doszła do skutku.

Reklamował więc spektakl, którego nie było. To nie jedyny taki przypadek - "Termopile polskie" Starowieyskiego powstały do niedopuszczonej przez cenzurę inscenizacji utworu Micińskiego w warszawskich Rozmaitościach w 1982 roku. "Mąż i żona" Marcina Mroszczaka i Andrzeja Krauzego powstał dla spektaklu szykowanego przez Adama Hanuszkiewicza na otwarcie Teatru Małego w 1972 roku (ale otworzyła go "Antygona" w 1973 roku - bez plakatu), "Zamek" Stasysa miał towarzyszyć premierze Henryka Baranowskiego w warszawskim Teatrze Współczesnym.

Nie chcę poprzestawać jedynie na tych, marginalnych przecież, wypadkach plakatów do nieistniejących przedstawień (paru twórców ma w swoim dorobku całe serie takich ślepych plakatów - ostatnio choćby Tomasz Bogusławski, tworzący plakaty dla nieistniejącego Teatru Rekwizytornia). Nie sposób wymienić tutaj nawet wszystkich znaczących i ważnych spektakli upamiętnianych jednak stosownymi drukami - ale by przy najgłośniejszych pozostać: "Wesela" Broniewskiej i Świderskiego, Hanuszkiewicza, Grzegorzewskiego, Hebanowskiego, Nazara, Grabowskiego i Zioły, chociaż Dejmkowskie nie; "Dziady" Bardiniego, Dejmka, Swinarskiego, a nawet Baranowskiego, Brauna i Prusa też; "Wyzwolenie" i "Pluskwa" Swinarskiego, "Brygada szlifierza Karhana", "Żywot Józefa", "Operetka" i "Historya" Dejmka, "Noc listopadowa" i "Biesy" Wajdy, "Matka" i "Szewcy", "Pieszo" i "Ślub" Jarockiego, "Irkucka historia" i "Tryptyk" Axera, "Mizantrop" i "Lot nad kukułczym gniazdem" Hübnera, "Mistrz i Małgorzata" Englerta, najnowsze przedstawienia Warlikowskiego, Kleczewskiej, Klaty i Jarzyny (ale bez "Bzika"), itd., itp. Nie wszystkie równej jakości, nie wszystkie wpisujące się w jednakowo znaczący sposób w historie obu dziedzin, ale przyzwoita wystawa ważnych wydarzeń polskiego teatru drugiej połowy dwudziestego wieku dałaby się z tych druków złożyć i nie byłaby ona ekspozycją przynosząca wstyd którejkolwiek ze stron.

Niezłą plakatową reprezentację mogłyby również wystawić teatry muzyczne i lalkowe, no i wszystkie na ze teatry osobne: 13 Rzędów i Laboratorium, Pantomima Wrocławska i Poznański Teatr Tańca, Gardzienice i Studio, Teatr KUL i Cricot 2. Od dawna marzę o takiej wystawie plakatów, w której czynnikiem równorzędnym do jakości artystycznej plakatu byłaby jakość plakatowanego zdarzenia, albo o wystawie pozwalającej porównać kilka plakatów z różnych okresów do tych samych dzieł scenicznych.

"Polski plakat teatralny ma dwa etapy. Najpierw powstaje projekt, który jest produktem bardzo osobliwym. Osobliwym dlatego, że jest dziełem zawsze indywidualnego twórcy dla bardzo wielu widzów, podczas gdy inne plakaty reklamowe są wynikiem kolektywnej pracy wielu projektantów dla indywidualnego nabywcy.

Projekty plakatu teatralnego to malarskie, graficzne lub fotograficzne ukazanie syntezy emocji twórczych, napięć, przeżyć i doświadczeń projektanta powstałych przez skojarzenie z tytułem sztuki, fabułą, warstwą poetycką i dramaturgiczną, autorem, a nawet drobnymi didaskaliami i rekwizytami z przedstawienia - oglądanymi na próbach albo eksponowanymi przez reżysera".

Te słowa Leszka Żebrowskiego wyraziście określają odrębność świata reklamy teatralnej, w którym panują reguły intelektualno- artystyczne, a nie konkurencyjno-komercyjne. I dawniej, i dziś, zgodnie z tradycją, plakaty powstają raczej jako dodatek do spektaklu, a nie jako narzędzie jego lansowania, co dodatkowo wzmacnia reputację teatru-edytora lub granego autora w środowisku, które do teatru chodzi i teatrowi sprzyja. Dawno już dyrektorzy teatrów zrezygnowali z oczekiwania od plakatu wpływu na znaczący przypływ frekwencji czy gotówki do kasy, chociaż dobry plakat może podnieść zaufanie do teatru, a nawet wytworzyć potrzebę wizyty w nim, bowiem promuje reputację teatru jako edytora i kreatora zdarzenia artystycznego. Ale musi to być plakat odpowiedniej jakości, zalecający się na początek elegancją stylu, plastyczną oryginalnością, nawet innowacyjnością, klarownością i atrakcyjnością pomysłu oraz poczuciem humoru. Wymagania jakościowe dotyczą również formatu. Swego zadania nie spełni plakat mniejszy niż A1 - w wizualnym chaosie współczesnego świata mały plakat zniknie. Na szczęście już za nami chyba okres, gdy każdy, kto miał w swoim komputerze jaki taki piracki program graficzny, mógł być marnie gratyfikowanym projektantem teatralnego plakatu, wypluwanego potem przez zakładowe ksero na kolorowym arkuszu formatu maksymalnie A3.

I wbrew kolejnym pogłoskom o archaicznym charakterze plakatowej reklamy, nawet wbrew spadającym nakładom, rzadszej ekspozycji w przestrzeni miejskiej, a częstszej w miejscach przynależnych dziełom sztuki, wbrew coraz bardziej agresywnej reklamie - plakat teatralny żyje i nadal ma się nieźle. Młodzi twórcy, za sprawą szlachetnego snobizmu, zabiegają o plakaty do swoich przedstawień. Często bywają w tym nazbyt egoistyczni, chcą narzucać swoje wizje, dopuszczają co najwyżej scenografów do plakatowego komentarza, żądają licznych poprawek i chcą mistrzom dyktować ich kształt (nieraz odbierałem reklamacje: powiedz temu Lenicy / Starowieyskiemu / Młodożeńcowi, żeby domalował taki czy inny element, taki czy inny gadżet, taką czy inną chmurkę). Szczęśliwie z kolejnymi przedstawieniami okazują więcej zaufania, oddają plakacistom więcej wolności i twórczej swobody. A na plakacie od razu widać, kiedy jest dziełem własnym twórcy plakatu, jego twórczą wizją, kiedy zaś zwycięża gust reżysera przedstawienia, który zakreślił artyście swoje granice. Plakat najlepiej pełni swoje posłanie, kiedy jest osobistym skrótem, abstrakcją głównej idei (sztuki teatralnej), jest interesujący i sugestywny, gdy jest spójny z charakterem pisma grafika. I taki plakat ciągle może zwrócić uwagę na krzyczącej reklamami, agresywnej kolorem ulicy, taki może wciągnąć w ekscytującą intelektualnie szaradę, taki zapada w pamięć i niepokoi swoją wieloznacznością. Bo chociaż pozornie tylko dwuwymiarowy, musi posiadać te inne wymiary, które pobudzą wszystkie nasze zmysły i doprowadzą nas do teatralnego fotela. A on nadal będzie sobie wisiał. A wisząc, wabił i uwodził.

Cezary Niedziółka - kierownik literacki Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Wcześniej długoletni sekretarz literacki warszawskiego Teatru Powszechnego i pracownik Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji